Wzdręga jest bardzo łatwa w skrobaniu i patroszeniu. W smaku jest całkiem niezła. Za to mięso jest trochę jakby gumowate, trochę jakby suche. Cięzko to dobrze opisać. Może faktycznie możnaby to porównać z żuciem mokrych trocin (ale nie skaleczysz się jedząc wzdręgę, spokojnie). To nie jest odrzucające czy odrażające, bardziej dziwne. Ma dużo ości jak płoć, ale tutaj tych najmniejszych prawie w ogóle nie czuć i można spokojnie jeść.
Ten wpis jest kontynuacją serii ryby na parze w której chciałbym udokumentować moje kulinarne wrażenia z poławianych przeze mnie ryb. Jak zaczynałem wędkować byłem ciekaw jak smakują rożne polskie ryby ale nie mogłem znależć dużo informacji na ten temat.
Gotuję wszystkie ryby na parze (w parowarze), BEZ żadnych dodatków, przypraw, ziół, etc. żeby jak najlepiej móc opisać daną rybę. Swoją drogą, na parze jest o tyle ciekawie, że można się na prawdę delektować smakiem ryby i nie trzeba żadnych dodatków - sól wręcz zabija smak - a do tego jest to dużo zdrowsze od smażenia czy nawet pieczenia w jakimś sosie ;) Polecam!