Zaloguj się do konta

Udostępniać miejscówki?

utworzono: 2012/12/01 03:33
ryukon1975

"Wiec czemu nie chcemy sie chwalic miejscowkami ?
Bo obawiamy sie kolegow po kiju a nie innych kataklizmow.
I tyle."

W moim przypadku chodziło głównie o sam komfort wędkowania, mam już dość ścigania się z "jamochłonami" na miejscówki. Ryb aż tak skutecznie oni nie łowili by miał to wpływ na moje wyniki.






Jak ważny jest komfort czyli cisza i spokój,niezależność w czasie łowienia wiedzą ci którzy tak jak ja chodzą od lat na ryby sami a nie w "stadzie". :)

[2012-12-06 15:55]

Swoją miejscówką podzielę się ale tylko z dobrym kumplem choć ogólnych rad mogę udzielić każdemu. Ale jako wędkarz samotnik też nie mam zamiaru łowić w tłumie, nie cierpię tego. Inną sprawą jest "sprzedanie" dobrej sandaczowej miejscówki. Tu w szczególności trzeba uważać bo jak tylko się rozejdzie że mętnookie gdzieś siedzą i biorą to od razu jest najazd. Co najgorsze że samych mięsiarzy zabijających każdą rybę, 30 cm czy metr i tak dostaje w łeb, niestety taka nadwiślna rzeczywistość. I w tym wypadku jestem bardzo ostrożny. Nawet dysponowanie sprzętem pływającym nie jest gwarancją spokoju i nie przełowienia danego miejsca. Dlatego staram się mieć zawsze w odwodzie jeszcze z jedno, dwa dobre miejsca o których nie gadam;)
[2012-12-06 16:18]

Draq

Odświeżę żeby wątek wyszedł na zewnątrz bo piszą w tym nowym, a nie ma sensu ciągnąć 2ch wątków dotyczących tego samego.

Wracając do tematu to ja też już nigdy nikomu nie powiem gdzie łowię. No chyba że dobry znajomy lub osoba która wypuszcza ryby.
W zeszłym sezonie we wrześniu okoń bardzo dobrze brał. A że moczykijce po prostu nie umieją łowić tych okoni to g... łapią i narzekają. A ja wiem na co wtedy dobrze brały to powiedziałem jednemu. Taki był okres że szło wyciągnąć z 20okoni z jednego miejsca i rzadko który schodził poniżej 30cm. Ja okoni nie biorę, zwłaszcza takich dużych no to każdego wypuszczałem. Przypływam na drugi dzień w moją miejscówkę, patrzę, a tam stoją kutwa 4 łodzie i tłuką to stado okoni i każdy okoń do wora idzie. Krew mnie zalała.
Później jeszcze miałem taką akcję, że karmiłem sobie z łodzi jedno miejsce na leszcza. Z brzegu nie ma dostępu to konkurencji nie będzie. 4 dni nęcenia grubymi ziarnami i dobrą zanętą, nadchodzi dzień łowienia, 4 rano wypływam i jakiś typek stoi łodzią i centralnie łowi tam gdzie nęciłem. Dałbym se rękę uciąć, że z brzegu przez lornetkę patrzył na mnie przez kilka dni, a pływałem nęcić praktycznie po zmroku żeby mnie nikt nie widział. Delikatnie mu powiedziałem żeby tak nie łapał i zawinął 4 litery i już go tam nie widziałem.

Także ja nigdy nie mówię nikomu gdzie i na co. A jak ktoś pyta to i tak prawdy nie powiem :]
[2013-01-24 22:48]

Odświeżę żeby wątek wyszedł na zewnątrz bo piszą w tym nowym, a nie ma sensu ciągnąć 2ch wątków dotyczących tego samego.

Wracając do tematu to ja też już nigdy nikomu nie powiem gdzie łowię. No chyba że dobry znajomy lub osoba która wypuszcza ryby.
W zeszłym sezonie we wrześniu okoń bardzo dobrze brał. A że moczykijce po prostu nie umieją łowić tych okoni to g... łapią i narzekają. A ja wiem na co wtedy dobrze brały to powiedziałem jednemu. Taki był okres że szło wyciągnąć z 20okoni z jednego miejsca i rzadko który schodził poniżej 30cm. Ja okoni nie biorę, zwłaszcza takich dużych no to każdego wypuszczałem. Przypływam na drugi dzień w moją miejscówkę, patrzę, a tam stoją kutwa 4 łodzie i tłuką to stado okoni i każdy okoń do wora idzie. Krew mnie zalała.
Później jeszcze miałem taką akcję, że karmiłem sobie z łodzi jedno miejsce na leszcza. Z brzegu nie ma dostępu to konkurencji nie będzie. 4 dni nęcenia grubymi ziarnami i dobrą zanętą, nadchodzi dzień łowienia, 4 rano wypływam i jakiś typek stoi łodzią i centralnie łowi tam gdzie nęciłem. Dałbym se rękę uciąć, że z brzegu przez lornetkę patrzył na mnie przez kilka dni, a pływałem nęcić praktycznie po zmroku żeby mnie nikt nie widział. Delikatnie mu powiedziałem żeby tak nie łapał i zawinął 4 litery i już go tam nie widziałem.

Także ja nigdy nie mówię nikomu gdzie i na co. A jak ktoś pyta to i tak prawdy nie powiem :]


To chyba Ci Koledzy są od tego:
Moderatorzy:
Imatyta
endriu1994
:   
[2013-01-24 23:28]

John Brown

Swoimi miejscówkami podzieliłem się tylko z jednym, najlepszym kumplem, właściwie przyjacielem (znamy się 14 lat), chociaż podobnie jak kolega tomasz81 ogólnych rad czy "nadania kierunku" w stylu "rzeka Narew pod Czarnowem" mogę udzielić każdemu. Jednak kiedy już jestem nad wodą zawsze chętnie pomogę koledze po kiju, jeśli o to poprosi. No, chyba że ktoś jest pseudo-wędkarzem, którego ciężko nazwać "kolegą" (mięsiarz, śmieciarz, czy ktoś kto zachowuje się na łowisku ogólnie jak pod budką z piwem) [2013-01-25 23:40]

Bernard51

Na rzekach mozna utrzymać malo dostępną miejscówkę natomiast juz na zbiornikach zaporowych jest ciężej,wiecej wedkarzy i widoczność lepsza (ciężko ukryć sie przed wedkującymi)
Jadąc 54 km nieraz trochę nerwa bierze jak zobaczysz na twim miejscu cale obozowisko, bo podpatrzyli jak ostatnio coś tam ciągnołeś i cale karmienie 3 dniowe poszlo.
Ale nic nie jest przypisane nam na stale, kto pierwszy ten lepszy.
[2013-01-26 06:53]

moczykij77

Kilka ładnych late temu jeździłem z kolegą na Odrę. Miejscówka była trochę nie wygodna ze względu na dojazd. Kilkaset metrów trzeba było pokonać pieszo i targać klamoty potrzebne na nocne wędkowanie. Samo łowisko, to cofka o głębokości ok 1,5m (w zależności od poziomu wody w Odrze). Dno było usłane zaczepami (kołki i wplątane w nie gałęzie ). Wspaniałe łowisko sandacza w wymiarach 60-90cm. Mieliśmy zasadę, że z każdej zasiadki zabieramy tylko po jednej sztuce do domu. Tak oto przez dwa lata cieszyliśmy się z Maćkiem wspaniałym łowiskiem. Nikt, nigdy nas nie podsiadł, bo dotrzeć było ciężko a i brzeg stromy, nie wygodny. Poprzez zaczepy w wodzie udanych holi było około 50%. Na 5-6 brań (na łebka), udało się wyjąć 2-3 sztuki z czego zabieraliśmy po jednym na patelnię.

Jednak słuzba nie drużba i musiałem wyjechać do Iraku ... Opowiedziałem o swojej miejscówce ... komu ? OJCU !!! Maciek nie jeździł tam, bo nie miał z kim (nie ma auta, nie ma prawka). Ojciec wziął swojego kolegę ... Noooo za ciężko było nosić sprzęt te 300-400 metrów, więc wycięli te mniejsze drzewka "mieliśmy na ognisko". A że po braniach zbyt dużo ryb uciekało w zaczepy, to nawet się "poświęcili" i usunęli wbite w dno pale i poplątane w nich gałęzie. Matka, gdy dzwoniłem, mówiła, że ojciec z mojego miejsca przywoził po 3-4 sandacze !!! A teraz już nie biorą !!!

Po powrocie pojechaliśmy z Maćkiem na to miejsce ... A jak !!! Dojazd pod samą wodę, trawa, która nas pieknie maskowała wycięta i wydeptana, miejsc po ogniskach chyba z 5 na 4 m kwadratowych, zaczepów w wodzie brak a ryby i brań ZERO !!!

Musiałem tłumaczyć się Maćkowi i mnie samemu było żal. Nigdy więcej nie namierzyłem już podobnej miejscówki, Sandacza łowię bardzo sporadycznie. Spotkała mnie kara !!!

Zawsze jednak dzielę się z kolegami z koła spostrzeżeniami, wynikami i otwarcie mówię, gdzie łowię. Poza dwoma wyjątkami. Mam dwa miejsca, gdzie jeżdżę tylko sam i zawsze przywożę tylko jedną rybę 

[2013-01-26 07:50]

withanight88

Kilka ładnych late temu jeździłem z kolegą na Odrę. Miejscówka była trochę nie wygodna ze względu na dojazd. Kilkaset metrów trzeba było pokonać pieszo i targać klamoty potrzebne na nocne wędkowanie. Samo łowisko, to cofka o głębokości ok 1,5m (w zależności od poziomu wody w Odrze). Dno było usłane zaczepami (kołki i wplątane w nie gałęzie ). Wspaniałe łowisko sandacza w wymiarach 60-90cm. Mieliśmy zasadę, że z każdej zasiadki zabieramy tylko po jednej sztuce do domu. Tak oto przez dwa lata cieszyliśmy się z Maćkiem wspaniałym łowiskiem. Nikt, nigdy nas nie podsiadł, bo dotrzeć było ciężko a i brzeg stromy, nie wygodny. Poprzez zaczepy w wodzie udanych holi było około 50%. Na 5-6 brań (na łebka), udało się wyjąć 2-3 sztuki z czego zabieraliśmy po jednym na patelnię.

Jednak słuzba nie drużba i musiałem wyjechać do Iraku ... Opowiedziałem o swojej miejscówce ... komu ? OJCU !!! Maciek nie jeździł tam, bo nie miał z kim (nie ma auta, nie ma prawka). Ojciec wziął swojego kolegę ... Noooo za ciężko było nosić sprzęt te 300-400 metrów, więc wycięli te mniejsze drzewka "mieliśmy na ognisko". A że po braniach zbyt dużo ryb uciekało w zaczepy, to nawet się "poświęcili" i usunęli wbite w dno pale i poplątane w nich gałęzie. Matka, gdy dzwoniłem, mówiła, że ojciec z mojego miejsca przywoził po 3-4 sandacze !!! A teraz już nie biorą !!!

Po powrocie pojechaliśmy z Maćkiem na to miejsce ... A jak !!! Dojazd pod samą wodę, trawa, która nas pieknie maskowała wycięta i wydeptana, miejsc po ogniskach chyba z 5 na 4 m kwadratowych, zaczepów w wodzie brak a ryby i brań ZERO !!!

Musiałem tłumaczyć się Maćkowi i mnie samemu było żal. Nigdy więcej nie namierzyłem już podobnej miejscówki, Sandacza łowię bardzo sporadycznie. Spotkała mnie kara !!!

Zawsze jednak dzielę się z kolegami z koła spostrzeżeniami, wynikami i otwarcie mówię, gdzie łowię. Poza dwoma wyjątkami. Mam dwa miejsca, gdzie jeżdżę tylko sam i zawsze przywożę tylko jedną rybę 




Był byś dobrym wzorem dla wędkarzy myślących inaczej.
[2013-01-26 08:57]

Iras1975

U mnie od kilku dni trwa "gorączka okonia", naoglądali się fotek i pędzą na łowisko, po pracy pójdę w inne miejsca, a jak ktoś się zbliży żeby podpatrzeć przynętę, to się srogo zawiedzie. :)
[2013-01-26 09:59]