Spotkałeś się z taka interpretacją – czyli cały czas łowisz na rybki z innych jezior :)))))))))? Hehehehe , ja się spotkałem nawet z taką ''….na naszych wodach to się nie przyjęło'' – chodziło właśnie o przepis wspomniany przez Ciebie . Jednak to wcale nie znaczy , że ów przepis należy opacznie rozumieć . Jest tylko jedna interpretacja która jasno stanowi , że nie możesz łowić na ryby – żywce które pochodzą z innych jezior . I nie tylko chodzi o to , że żywiec ma małe szanse przeżycia po kilkugodzinnym przebywaniu na haku ale chodzi również o to , że rybka ta może przenieść do zbiornika groźne choroby czy pasożyty .
Według mnie , przepis ten jest niedopracowany i martwy jednak sama idea jest bardzo dobra dla nas wędkarzy i póki co musimy się stosować .
(2011/10/28 08:44)A co z żywcami zakupionymi w sklepie wędkarskim ogólnodostępnymi. Też nie pochodzą z danej ody na którą się wybieramy, to co tedy zachować paragon :). Dla mnie przepis dobry ale nie dopracowany- u nas nie ma szans bytu.
Przepis jak dla mnie dobry. A co jest w nim złego? Że chorą rybę możesz przewieźć i zasyfić zbiornik? Jak nie umiesz złowić żywca to nie łów na niego. Proste
A moim zdaniem drodzy koledzy, ten przepis ma racje bytu, ale jest niedopracowany i zbyt zawile i za prosto skonstruowany. Czy oglądaliście może wczoraj program "Sprawa dla reportera"? Był właśnie poruszony temat skażenia ryb na kilkudziesięciu hektarach lustra wody stawów rybnych. Facet dopuścił ileś tam rzekomo przebadanych (!) przez powiatowego lekarza weterynarii sztuk karpi, które w ciągu dwóch tygodni wykończyły mu 80% ryb w połączonych ze sobą stawach. Były to ryby z tego samego źródła, w którym brał je od lat. Jeden durny wirus wykończył mu rodzinny interes prowadzony od pokoleń. Pracę straciło kilkanaście osób, z dawniej wyławianych dwudziestu ton karpia, wyłowił tylko 2 tony, a reszta padniętych sztuk poszła do utylizacji. Ustawa nie przewiduje rekompensaty finansowej dla hodowcy ryb, jeśli nie jest to katastrofa ekologiczna, lub choroba tropikalna ryb. Facet jest bankrutem. Tylko dlatego, że wprowadził chore ryby do swoich stawów. Aha, jako że stawy są połączone, a w sąsiedztwie jest więcej innych hodowców ryb, to kilku sąsiadujących hodowców również potraciło swoje hodowle. A co do sprzedających karasie w sklepach, to nikt im tego nie zabroni, bo ludzie kupują u nich też te karaski do swoich stawików, oczek itd. I co kupiec zrobi z tymi rybkami, to sprzedawcy już nie obchodzi. A rybki te, kupują ze stawów hodowlanych, niby z certyfikatami i świadectwami ichtiologa, ale kupują tylko np. 30 szt. Resztę 300-500 szt i więcej kupują od domorosłych hodowców z ich oczek wodnych na działce, którzy jak się domyślacie papierków nie dają do rybek.. A żeby zakazić jakimś syfem cały staw, jezioro, czy inne łowisko, wystarczy tylko jedna chora rybka. A jak ktoś nie potrafi złowić żywca wędką, albo już nawet podrywką, to sorry ale powinien zmienić hobby na znaczki albo motylki, lub zabrać się za wędkowanie z większym zapałem i się tego nauczyć.
Jadąc za sandaczem nie potrzebuje 800 kg płoci z stawu hodowlanego a zaledwie 4 sztuki które po nałożeniu na kotwicę nie mają szansy przeżycia , więc szkodę którą wyrządzam jest znikoma, zresztą nigdy nie słyszałem aby ktoś zniszczył jezioro bo wypuścił karaśka zdjętego z haczyka .(2011/10/28 15:33)
Ten punkt regulaminu powinien obowiązywać tylko zarząd PZW którzy biorą chorą rybe z promocyjnych okazji.
A jak to sprawdzisz? Chyba, ze celowo ktoś wpuszcza chorą rybę i czeka na efekty.Ale ta płotka wcale nie musi przeżyć, żeby zarazić jakimś choróbskiem ichtiofaunę łowiska. Wystarczy żeby szczupak zjadł taką chorą rybę i po herbacie.
A moim zdaniem drodzy koledzy, ten przepis ma racje bytu, ale jest niedopracowany i zbyt zawile i za prosto skonstruowany. Czy oglądaliście może wczoraj program "Sprawa dla reportera"? Był właśnie poruszony temat skażenia ryb na kilkudziesięciu hektarach lustra wody stawów rybnych. Facet dopuścił ileś tam rzekomo przebadanych (!) przez powiatowego lekarza weterynarii sztuk karpi, które w ciągu dwóch tygodni wykończyły mu 80% ryb w połączonych ze sobą stawach. Były to ryby z tego samego źródła, w którym brał je od lat. Jeden durny wirus wykończył mu rodzinny interes prowadzony od pokoleń. Pracę straciło kilkanaście osób, z dawniej wyławianych dwudziestu ton karpia, wyłowił tylko 2 tony, a reszta padniętych sztuk poszła do utylizacji. Ustawa nie przewiduje rekompensaty finansowej dla hodowcy ryb, jeśli nie jest to katastrofa ekologiczna, lub choroba tropikalna ryb. Facet jest bankrutem. Tylko dlatego, że wprowadził chore ryby do swoich stawów. Aha, jako że stawy są połączone, a w sąsiedztwie jest więcej innych hodowców ryb, to kilku sąsiadujących hodowców również potraciło swoje hodowle. A co do sprzedających karasie w sklepach, to nikt im tego nie zabroni, bo ludzie kupują u nich też te karaski do swoich stawików, oczek itd. I co kupiec zrobi z tymi rybkami, to sprzedawcy już nie obchodzi. A rybki te, kupują ze stawów hodowlanych, niby z certyfikatami i świadectwami ichtiologa, ale kupują tylko np. 30 szt. Resztę 300-500 szt i więcej kupują od domorosłych hodowców z ich oczek wodnych na działce, którzy jak się domyślacie papierków nie dają do rybek.. A żeby zakazić jakimś syfem cały staw, jezioro, czy inne łowisko, wystarczy tylko jedna chora rybka. A jak ktoś nie potrafi złowić żywca wędką, albo już nawet podrywką, to sorry ale powinien zmienić hobby na znaczki albo motylki, lub zabrać się za wędkowanie z większym zapałem i się tego nauczyć.
witam
moze jest prosty ale bezsensowny.po 1 tyle lat sie przenosiło żywce i jakoś katastrofy ekologicznej nie było raczej.po 2 zeby miało sens to badzmy konsekwetni i nakażmy ptactwu zywiacemu sie rybami wypróznianie sie na tym zbiorniku na którym jadły.nie mowiac o tym ze skoro przenosza ikre to tym bardziej choroby.takie jest moje skromne aczkolwiekchyba logiczne zdanie .pozdrawiam.
(2011/10/28 19:26)Może nie tak do końca.
Wyłapałem kilka rybek przeznaczonych na żywca 1 kilometr od miejsca do planowanego wędkowania.
Złamalem przepis czy nie ?
Dodam, że jest to rzeka.
(2011/10/28 19:26)