Zaloguj się do konta

Piękne rozpoczęcie szczupakowego sezonu 2012.

utworzono: 2012/05/09 16:53
lukaszek2402

Do rozpoczęcia sezonu na szczupaka przygotowywałem się bardzo długo. Już w styczniu ku zdziwieniu urzędniczki starostwa, zarejestrowałem nabyty wcześniej ponton. Luty i Marzec spędziłem na kompletowaniu sprzętu tj. zakupie blach, woblerów, spinningu oraz żywcówki. Kwiecień spędziłem na poszukiwaniu żywców, niestety karaś nie był zbyt skory do współpracy. Stąd 1-wszo majowa wyprawa z żywcówką stała pod wielkim znakiem zapytania. Jednak, kilka dni wcześniej udało mi się złowić kilka małych krąpików. Pomyślałem, że nic nie tracę zabierając je ze sobą na łowisko. Przyszedł 1 maja. Pobudka o 4:00, na dworze jeszcze ciemno. Łyk porannej kawy, toaleta i około 4:40 byłem już w drodze na łowisko. Zacząłem od spiningu. Pierwsze trzy rzuty i ku mojej uciesze holowałem pierwszego w sezonie szczupaka. Ze względu na swój rozmiar wrócił do wody. W tym miejscu złowiłem jeszcze dwie sztuki o podobnych rozmiarach. Mój współtowarzysz, będący zarazem mym ojcem, także złowił kilka szczupaczków o podobnych gabarytach. Dalsze godziny połowów nie przynosiły pożądanych rezultatów. We dwóch zdawaliśmy się być lekko zrezygnowani. Około godziny 10:45 postanowiliśmy zjeść śniadanie. Spłynęliśmy w okolice wypłycenia znajdującego się blisko małej zatoczki. Zarzuciliśmy kotwicę. Wyrzuciliśmy żywcówkę, zaczęliśmy spożywać upragniony posiłek. Zajęci rozmową nie zwracaliśmy uwagi na korek zarzucony na pograniczu trzcin i grążeli. Jednak, po chwili ojciec zapytał mnie: "widzisz spławik?", "Nie"-odrzekłem. Podniósł wędkę energicznie zaciął i po chwili stwierdził, iż ciągnie jakiegoś chłystka. Jednak, ów "maluszek" dwa metry od łodzi postawił niezły opór, po czym odbił w stronę trzcinowiska i rozpoczął swój taniec. Popuszczał sprzęgło na kołowrotku i giął wędkę w pałąk. Zafascynowany atakiem ojciec krzyknął: "wyciągaj kotwicę". Szczupak był już w trzcinach. Zaczął nas holować. Po 10 metrach stanął. Poplątał wędkę o trzciny, na niektórych fragmentach żyłki było widać przetarcia. Jego także, było widać. Zawisł na trzcinach na płyciźnie. "Piękna ryba" - stwierdziłem i poprosiłem ojca o zachowanie spokoju. Gdy zbliżyliśmy się do niego na odległość jednego metra, znowu ruszył energicznie, ale wtedy nie miał już szans, był już nasz. Wszyscy wędkarze znajdujący się blisko nas pytali czy udało nam się go wyholować, a następnie gratulowali. Szczupak ważył 8,64 kg i mierzył równe 100 cm. Walka z tą ogromną rybą to niewiarygodne przeżycie, a ojciec przypłacił ów hol stratą własną w postaci utopionej czapki, której po dziś dzień nie może odżałować.  [2012-05-09 16:53]

BencWWY

no no elegancki, ciekawe czy mi się kiedyś trafi przyjemność walki z takim szczupaczkiem :P [2012-05-09 17:26]

yeti1980

Ładny, gratuluje  :) [2012-05-09 17:32]

Jack14

Ja też za haczyłem takiego z trzy razy mniejszego i w podobnym rozmiarze snadaczyka.

Ale co tam sezon otwarty i coś na haku wisiało :-))))

Dla spokoju "duszy" i wielu z NK jak zwykle "małolaty" trafiły do wody.

 

[2012-05-09 18:43]

rybka67

Piękny.Szczerze gratuluję.Mój miał tylko 49cm. Zgodnie z przepisami i sumieniem wrócił do wody.Do końca sezonu daleko mam nadzieję że złowię większego. [2012-05-09 20:49]

Do rozpoczęcia sezonu na szczupaka przygotowywałem się bardzo długo. Już w styczniu ku zdziwieniu urzędniczki starostwa, zarejestrowałem nabyty wcześniej ponton. Luty i Marzec spędziłem na kompletowaniu sprzętu tj. zakupie blach, woblerów, spinningu oraz żywcówki. Kwiecień spędziłem na poszukiwaniu żywców, niestety karaś nie był zbyt skory do współpracy. Stąd 1-wszo majowa wyprawa z żywcówką stała pod wielkim znakiem zapytania. Jednak, kilka dni wcześniej udało mi się złowić kilka małych krąpików. Pomyślałem, że nic nie tracę zabierając je ze sobą na łowisko. Przyszedł 1 maja. Pobudka o 4:00, na dworze jeszcze ciemno. Łyk porannej kawy, toaleta i około 4:40 byłem już w drodze na łowisko. Zacząłem od spiningu. Pierwsze trzy rzuty i ku mojej uciesze holowałem pierwszego w sezonie szczupaka. Ze względu na swój rozmiar wrócił do wody. W tym miejscu złowiłem jeszcze dwie sztuki o podobnych rozmiarach. Mój współtowarzysz, będący zarazem mym ojcem, także złowił kilka szczupaczków o podobnych gabarytach. Dalsze godziny połowów nie przynosiły pożądanych rezultatów. We dwóch zdawaliśmy się być lekko zrezygnowani. Około godziny 10:45 postanowiliśmy zjeść śniadanie. Spłynęliśmy w okolice wypłycenia znajdującego się blisko małej zatoczki. Zarzuciliśmy kotwicę. Wyrzuciliśmy żywcówkę, zaczęliśmy spożywać upragniony posiłek. Zajęci rozmową nie zwracaliśmy uwagi na korek zarzucony na pograniczu trzcin i grążeli. Jednak, po chwili ojciec zapytał mnie: "widzisz spławik?", "Nie"-odrzekłem. Podniósł wędkę energicznie zaciął i po chwili stwierdził, iż ciągnie jakiegoś chłystka. Jednak, ów "maluszek" dwa metry od łodzi postawił niezły opór, po czym odbił w stronę trzcinowiska i rozpoczął swój taniec. Popuszczał sprzęgło na kołowrotku i giął wędkę w pałąk. Zafascynowany atakiem ojciec krzyknął: "wyciągaj kotwicę". Szczupak był już w trzcinach. Zaczął nas holować. Po 10 metrach stanął. Poplątał wędkę o trzciny, na niektórych fragmentach żyłki było widać przetarcia. Jego także, było widać. Zawisł na trzcinach na płyciźnie. "Piękna ryba" - stwierdziłem i poprosiłem ojca o zachowanie spokoju. Gdy zbliżyliśmy się do niego na odległość jednego metra, znowu ruszył energicznie, ale wtedy nie miał już szans, był już nasz. Wszyscy wędkarze znajdujący się blisko nas pytali czy udało nam się go wyholować, a następnie gratulowali. Szczupak ważył 8,64 kg i mierzył równe 100 cm. Walka z tą ogromną rybą to niewiarygodne przeżycie, a ojciec przypłacił ów hol stratą własną w postaci utopionej czapki, której po dziś dzień nie może odżałować. 

wrócił do wody??? [2012-05-09 21:05]

Diablo

Do rozpoczęcia sezonu na szczupaka przygotowywałem się bardzo długo. Już w styczniu ku zdziwieniu urzędniczki starostwa, zarejestrowałem nabyty wcześniej ponton. Luty i Marzec spędziłem na kompletowaniu sprzętu tj. zakupie blach, woblerów, spinningu oraz żywcówki. Kwiecień spędziłem na poszukiwaniu żywców, niestety karaś nie był zbyt skory do współpracy. Stąd 1-wszo majowa wyprawa z żywcówką stała pod wielkim znakiem zapytania. Jednak, kilka dni wcześniej udało mi się złowić kilka małych krąpików. Pomyślałem, że nic nie tracę zabierając je ze sobą na łowisko. Przyszedł 1 maja. Pobudka o 4:00, na dworze jeszcze ciemno. Łyk porannej kawy, toaleta i około 4:40 byłem już w drodze na łowisko. Zacząłem od spiningu. Pierwsze trzy rzuty i ku mojej uciesze holowałem pierwszego w sezonie szczupaka. Ze względu na swój rozmiar wrócił do wody. W tym miejscu złowiłem jeszcze dwie sztuki o podobnych rozmiarach. Mój współtowarzysz, będący zarazem mym ojcem, także złowił kilka szczupaczków o podobnych gabarytach. Dalsze godziny połowów nie przynosiły pożądanych rezultatów. We dwóch zdawaliśmy się być lekko zrezygnowani. Około godziny 10:45 postanowiliśmy zjeść śniadanie. Spłynęliśmy w okolice wypłycenia znajdującego się blisko małej zatoczki. Zarzuciliśmy kotwicę. Wyrzuciliśmy żywcówkę, zaczęliśmy spożywać upragniony posiłek. Zajęci rozmową nie zwracaliśmy uwagi na korek zarzucony na pograniczu trzcin i grążeli. Jednak, po chwili ojciec zapytał mnie: "widzisz spławik?", "Nie"-odrzekłem. Podniósł wędkę energicznie zaciął i po chwili stwierdził, iż ciągnie jakiegoś chłystka. Jednak, ów "maluszek" dwa metry od łodzi postawił niezły opór, po czym odbił w stronę trzcinowiska i rozpoczął swój taniec. Popuszczał sprzęgło na kołowrotku i giął wędkę w pałąk. Zafascynowany atakiem ojciec krzyknął: "wyciągaj kotwicę". Szczupak był już w trzcinach. Zaczął nas holować. Po 10 metrach stanął. Poplątał wędkę o trzciny, na niektórych fragmentach żyłki było widać przetarcia. Jego także, było widać. Zawisł na trzcinach na płyciźnie. "Piękna ryba" - stwierdziłem i poprosiłem ojca o zachowanie spokoju. Gdy zbliżyliśmy się do niego na odległość jednego metra, znowu ruszył energicznie, ale wtedy nie miał już szans, był już nasz. Wszyscy wędkarze znajdujący się blisko nas pytali czy udało nam się go wyholować, a następnie gratulowali. Szczupak ważył 8,64 kg i mierzył równe 100 cm. Walka z tą ogromną rybą to niewiarygodne przeżycie, a ojciec przypłacił ów hol stratą własną w postaci utopionej czapki, której po dziś dzień nie może odżałować. 

wrócił do wody???



Żartujesz chyba :)
[2012-05-09 21:17]

Iras1975

Wszystkie ryby wracają do wody.:) [2012-05-09 21:59]

JOPEK1971

Wszystkie ryby wracają do wody.:)

Ha ha ha,wiadomo w jakiej postaci.Te z jeziora tą drogą wypuszczane są do rzek,a przecież regulamin zabrania przenoszenia ryb do wód z których nie pochodzą.Węgorze też tą drogą "wracają" do rzek,na "tarło" a ja głupi głowiłem się nad losem węgorza europejskiego który nie dopływa do morza Sargassowego,a Ty kolego w prosty sposób rozgryzłeś tajemnice tej ryby. ;-)))




[2012-05-09 22:19]

Iras1975

"Te z jeziora tą drogą wypuszczane są do rzek,a przecież regulamin zabrania przenoszenia ryb między zbiornikami. :-)))"

Dobre...:))) O tym to nie pomyślałem.:)

[2012-05-09 22:22]

Iras1975

Wszystkie ryby wracają do wody.:)

Ha ha ha,wiadomo w jakiej postaci.Te z jeziora tą drogą wypuszczane są do rzek,a przecież regulamin zabrania przenoszenia ryb do wód z których nie pochodzą.Węgorze też tą drogą "wracają" do rzek,na "tarło" a ja głupi głowiłem się nad losem węgorza europejskiego który nie dopływa do morza Sargassowego,a Ty kolego w prosty sposób rozgryzłeś tajemnice tej ryby. ;-)))






Punktem kulminacyjnym w życiu każdego węgorza jest beczka wypełniona dymem, a nie jakieś tam morze Sargassowe.:))) Oczywiście przed tym zabiegiem odbywa się "tarło"... tarcie solą.:))) [2012-05-09 22:38]

JOPEK1971

Wszystkie ryby wracają do wody.:)

Ha ha ha,wiadomo w jakiej postaci.Te z jeziora tą drogą wypuszczane są do rzek,a przecież regulamin zabrania przenoszenia ryb do wód z których nie pochodzą.Węgorze też tą drogą "wracają" do rzek,na "tarło" a ja głupi głowiłem się nad losem węgorza europejskiego który nie dopływa do morza Sargassowego,a Ty kolego w prosty sposób rozgryzłeś tajemnice tej ryby. ;-)))






Punktem kulminacyjnym w życiu każdego węgorza jest beczka wypełniona dymem, a nie jakieś tam morze Sargassowe.:))) Oczywiście przed tym zabiegiem odbywa się "tarło"... tarcie solą.:)))

:-)))))))))))))))) Bo jest to ryba dwuśrodowiskowa i wyciera się w dużym zasoleniu :-))))

[2012-05-09 22:51]

lukaszek2402

Gdybym mógł wypuścić go bez głowy, która stanowi trofeum, to pewnie by wrócił:P To na razie jeden zabrany z 22 szczupaków, które złowiliśmy od 1 maja.

[2012-05-09 23:17]

JOPEK1971

Gdybym mógł wypuścić go bez głowy, która stanowi trofeum, to pewnie by wrócił:P To na razie jeden zabrany z 22 szczupaków, które złowiliśmy od 1 maja.


Zrobiłeś fotkę na której jesteś Ty z rybą,całą rybą,to po co Ci jeszcze łeb.Dawniej ciężko było o aparat i preparowało się łby jako trofeum,dziś jest lepszy dostęp do takich rzeczy,teraz te trofea albo leżą gdzieś zakurzone w piwnicy albo ktoś je wywalił na śmietnik,fotę można oprawic w ramkę i na pewno lepiej to będzie wyglądało niż pomarszczona "mumia" zrobiona przez niedoświadczonego preparatora.Zabijając taki okaz pozbawiłeś Siebie i innych na ponowne spotkanie z tą rybą,już tej jesieni ważyła by znacznie więcej i być może złowił byś ją ponownie,następnym razem przemyśl czy jest to dobre rozwiązanie. 



[2012-05-09 23:40]

lukaszek2402

 

Uwierz mi, że kilkukrotnie to przemyślałem. Problem był znaczny bo ciężko na ponton zabierać ze sobą aparat:) Zdjęcie mogłem zrobić dopiero w domu. A trofeum na pewno się nie zmarnuje i zajmie miejsce na najlepszej ścianie:)

[2012-05-09 23:54]

Diablo

Jedno pytanie do autora. ( zaznaczam, że nie mam nic przeciwko zabieraniu ryb) Co się stało z mięsem tego szczupaka?
[2012-05-10 07:55]

JKarp

Jedno pytanie do autora. ( zaznaczam, że nie mam nic przeciwko zabieraniu ryb) Co się stało z mięsem tego szczupaka?

CześćJa też nie jestem przeciwnikiem.Kiedyś dostałem kawałek podobnej wielkości szczupaka. Albo ja mam francuskie podniebienie albo ryb nie umiem przyrządzać ale mięso było suche i niesmaczne.  Łukasz powiem tak - wiem, że ciężko wypuszcza się dużą rybę. Bo co powiedzą znajomi i rodzina? Ano powiedzą -  "taką rybę wypuściłeś? Czyś Ty oszalał czy Cię pop...". Raz kiedyś się odważ i powiedz wprost - tak wypuściłem bo była duża, śliczna, mocna i zasługuje na to żeby żyć. Przełam ten syndrom strachu: A CO INNI POWIEDZĄ...JK [2012-05-10 08:57]

lukaszek2402

Jedno pytanie do autora. ( zaznaczam, że nie mam nic przeciwko zabieraniu ryb) Co się stało z mięsem tego szczupaka?


Zrobiono pyszne kotlety oraz szczupaka zapiekanego w ziołach i zapewniam, że mięso wcale nie było wiórowate. [2012-05-10 10:01]

Diablo

Jedno pytanie do autora. ( zaznaczam, że nie mam nic przeciwko zabieraniu ryb) Co się stało z mięsem tego szczupaka?


Zrobiono pyszne kotlety oraz szczupaka zapiekanego w ziołach i zapewniam, że mięso wcale nie było wiórowate.



Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Nigdy nie złowiłem takiego szczupaka i nie wiem jak smakuje jego mięso. Ale na forum widzę prawie każdy łowi takie szczupaki po czym wypuszcza a na koniec opisuje że mięso jest niesmaczne. Trochę mnie to zastanawia.
[2012-05-10 13:40]

lukaszek2402



Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Nigdy nie złowiłem takiego szczupaka i nie wiem jak smakuje jego mięso. Ale na forum widzę prawie każdy łowi takie szczupaki po czym wypuszcza a na koniec opisuje że mięso jest niesmaczne. Trochę mnie to zastanawia.


Dlatego nie będę kłamał bo to nie ma najmniejszego sensu. Oczywiście rozumiem tych, którzy doradzają mi wypuszczanie takiego okazu i szanuję ich zdanie. Jednak, raz na jakiś czas można wziąć okaz do domu tymbardziej, że bardzo dużo ryb wypuszczam. [2012-05-10 14:09]

lukaszek2402



Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Nigdy nie złowiłem takiego szczupaka i nie wiem jak smakuje jego mięso. Ale na forum widzę prawie każdy łowi takie szczupaki po czym wypuszcza a na koniec opisuje że mięso jest niesmaczne. Trochę mnie to zastanawia.

I jeszcze jedno moje spostrzeżenie, skoro każdy wypuszcza takie okazy to czemu trafiają się tak rzadko? Pewnie zaraz pojawi się zarzut, że także przyłożyłem rękę do przetrzebienia gatunku. A po drugie, w kategorii na tej stronie pt. "rekordy", większość wędkarzy prezentuje swoje zdobycze w domach, przy garażach itd. to szczerze im zazdroszcze, że latają samolotami na ryby i po ich uwiecznieniu na zdjęciach w pięć minut znajdują się spowrotem nad akwenami po czym wypuszczają te ryby:).

[2012-05-10 14:18]

Do rozpoczęcia sezonu na szczupaka przygotowywałem się bardzo długo. Już w styczniu ku zdziwieniu urzędniczki starostwa, zarejestrowałem nabyty wcześniej ponton. Luty i Marzec spędziłem na kompletowaniu sprzętu tj. zakupie blach, woblerów, spinningu oraz żywcówki. Kwiecień spędziłem na poszukiwaniu żywców, niestety karaś nie był zbyt skory do współpracy. Stąd 1-wszo majowa wyprawa z żywcówką stała pod wielkim znakiem zapytania. Jednak, kilka dni wcześniej udało mi się złowić kilka małych krąpików. Pomyślałem, że nic nie tracę zabierając je ze sobą na łowisko. Przyszedł 1 maja. Pobudka o 4:00, na dworze jeszcze ciemno. Łyk porannej kawy, toaleta i około 4:40 byłem już w drodze na łowisko. Zacząłem od spiningu. Pierwsze trzy rzuty i ku mojej uciesze holowałem pierwszego w sezonie szczupaka. Ze względu na swój rozmiar wrócił do wody. W tym miejscu złowiłem jeszcze dwie sztuki o podobnych rozmiarach. Mój współtowarzysz, będący zarazem mym ojcem, także złowił kilka szczupaczków o podobnych gabarytach. Dalsze godziny połowów nie przynosiły pożądanych rezultatów. We dwóch zdawaliśmy się być lekko zrezygnowani. Około godziny 10:45 postanowiliśmy zjeść śniadanie. Spłynęliśmy w okolice wypłycenia znajdującego się blisko małej zatoczki. Zarzuciliśmy kotwicę. Wyrzuciliśmy żywcówkę, zaczęliśmy spożywać upragniony posiłek. Zajęci rozmową nie zwracaliśmy uwagi na korek zarzucony na pograniczu trzcin i grążeli. Jednak, po chwili ojciec zapytał mnie: "widzisz spławik?", "Nie"-odrzekłem. Podniósł wędkę energicznie zaciął i po chwili stwierdził, iż ciągnie jakiegoś chłystka. Jednak, ów "maluszek" dwa metry od łodzi postawił niezły opór, po czym odbił w stronę trzcinowiska i rozpoczął swój taniec. Popuszczał sprzęgło na kołowrotku i giął wędkę w pałąk. Zafascynowany atakiem ojciec krzyknął: "wyciągaj kotwicę". Szczupak był już w trzcinach. Zaczął nas holować. Po 10 metrach stanął. Poplątał wędkę o trzciny, na niektórych fragmentach żyłki było widać przetarcia. Jego także, było widać. Zawisł na trzcinach na płyciźnie. "Piękna ryba" - stwierdziłem i poprosiłem ojca o zachowanie spokoju. Gdy zbliżyliśmy się do niego na odległość jednego metra, znowu ruszył energicznie, ale wtedy nie miał już szans, był już nasz. Wszyscy wędkarze znajdujący się blisko nas pytali czy udało nam się go wyholować, a następnie gratulowali. Szczupak ważył 8,64 kg i mierzył równe 100 cm. Walka z tą ogromną rybą to niewiarygodne przeżycie, a ojciec przypłacił ów hol stratą własną w postaci utopionej czapki, której po dziś dzień nie może odżałować. 

wrócił do wody???



Żartujesz chyba :)

czemu żartuje??? [2012-05-10 19:29]



Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Nigdy nie złowiłem takiego szczupaka i nie wiem jak smakuje jego mięso. Ale na forum widzę prawie każdy łowi takie szczupaki po czym wypuszcza a na koniec opisuje że mięso jest niesmaczne. Trochę mnie to zastanawia.

I jeszcze jedno moje spostrzeżenie, skoro każdy wypuszcza takie okazy to czemu trafiają się tak rzadko? Pewnie zaraz pojawi się zarzut, że także przyłożyłem rękę do przetrzebienia gatunku. A po drugie, w kategorii na tej stronie pt. "rekordy", większość wędkarzy prezentuje swoje zdobycze w domach, przy garażach itd. to szczerze im zazdroszcze, że latają samolotami na ryby i po ich uwiecznieniu na zdjęciach w pięć minut znajdują się spowrotem nad akwenami po czym wypuszczają te ryby:).


ale to nie jest powód żebyś z nich brał przykład  a i jak ci ciężko wziąć na ponton aparat to zrób zdjecie komórką a łeb ryby na scianie to nie trofeum tylko obrzydliwy  kawał zeschniętych zwłok,nie ma to nic wspólnego z prawdziwym wędkarstwem. [2012-05-10 19:40]

JOPEK1971



Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Nigdy nie złowiłem takiego szczupaka i nie wiem jak smakuje jego mięso. Ale na forum widzę prawie każdy łowi takie szczupaki po czym wypuszcza a na koniec opisuje że mięso jest niesmaczne. Trochę mnie to zastanawia.


Dlatego nie będę kłamał bo to nie ma najmniejszego sensu. Oczywiście rozumiem tych, którzy doradzają mi wypuszczanie takiego okazu i szanuję ich zdanie. Jednak, raz na jakiś czas można wziąć okaz do domu tymbardziej, że bardzo dużo ryb wypuszczam.


Ale nie okazów. Wypuszczenie okazu przy grupie ludzi wzbudzi większy podziw niż uwolnienie jakieś tam "rybki",każdy pomyśli że jesteś takim specjalistą że "metrówki" to Twój chleb powszedni i nie potrzebujesz takiej ryby by udowodnic każdemu że jesteś "king". Przerabiałem już ten temat i Ciebie rozumiem,ja też chciałem zaimponowac kolegom, rodzinie,itd.ale teraz każdy który mnie zna wie że nie muszę niczego udowadniac bo widzieli jak okazy wypuszczam.Żeby nie było,okazy też jadłem,i powiem że wolę zjeśc rybkę do 2kg niż starocia,a sum dla mnie to kulinarne nieporozumienie,chyba że wędzony,ale nie większy jak 1m,wolę sandacza 50cm. 

[2012-05-10 23:07]

Iras1975

Kiedyś na pewno wróci do wody... Dajmy już spokój tej rybie.;) [2012-05-10 23:20]

JOPEK1971

Kiedyś na pewno wróci do wody... Dajmy już spokój tej rybie.;)

On po części już wrócił do wody ;-)

[2012-05-10 23:57]