Ten wątek został zablokowany - nie możesz odpowiadać na posty
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Sobota, godz. 9 rano. Zajeżdżam wraz z kolegą nad Odrę. Zostawiam go i jadę w dół rzeki. Pierwsza główka, druga, trzecia. Cisza, na wodzie nie dzieje się nic. Bolki siadły?
Na czwartej miejscówce, gdzie jest przepiękny przesmyk, z którego nic nie wychodzi do przynęty, decyduję się na nieco wolniejsze i głębsze poprowadzenie przynęty - na powierzchni cisza, więc może żerują trochę głębiej. Efekt? Tam, gdzie się spodziewałem ryby, natychmiast wychodzi boleń, który idzie za przynętą bardzo "chimerycznie" i zauważa mnie, robiąc w ostatniej chwili zwrot i ucieka. Od razu sobie pomyślałem, że gdyby to był poprzedni dzień, to pewnie by już dawno trzepnął. Boleń miał 60-65 cm.
No trudno, nie za każdym razem się udaje. Wiadomość od kolegi, o złowionym boleniu (62 cm) na Fantoma, jeszcze bardziej mnie utwierdza w tym, że dziś kluczem do sukcesu może być głębiej poprowadzona przynęta.
Po obłowieniu wybranego odcinka rzeki, jedziemy gdzie indziej i tam na dzień dobry, kolega spina rybę. Na drugiej, czy na trzeciej główce, namierzam bolka i w końcu, po wielu kombinacjach, udaje mi się go skusić do brania. Było ono bardzo delikatne - siadł na końcu zestawu bardzo niewinnie. Wcinka i... w kołowrotek wplątuje mi się trawa, przez którą nie mogę zrobić obrotu korbką. Ryba natychmiast to wykorzystuje, przewala się na powierzchni (sześćdziesiątak) i się wypina.
Wszystkie cztery kontakty z boleniami (3:1, dla nich), miały miejsce przed południem. Od południa, stały się nieuchwytne. Namierzam kilka sztuk, które co chwilę atakują drobnicę. Robią to jednak inaczej, niż zazwyczaj. Są to ciche ataki, bez rozbryzgów na powierzchni. Widać tylko "nawroty" i powstające przy tym "falowanie" wody.
Ignorują wszelkie przynęty. Szybko, średnio, wolno (a nawet w miejscu). Taka przynęta, inna i jeszcze inna. Sięgnąłem nawet po małe obrotówki i kleniowe smużaki. Nic, bez najmniejszego zainteresowania, śmieją się, zdradzając co chwilę swoją obecność.
Po godz. 16, kiedy obłowiłem wybrany odcinek rzeki, wracam do auta i zawożę kolegę do innego kolegi. Rozmawiamy dłuższą chwilę i wracam na Odrę, na wieczorną dogrywkę z boleniami.
Namierzam trzy sztuki na trzech kolejnych główkach i próbuję je skusić na przeróżne przynęty i sposoby. Obławiam wszystkie trzy, ale ryby nadal ignorują moje przynęty, ganiając drobnicę.
Gdy dochodzi godz. 21, wracam do auta, ale zachodzę na obłowione przed chwilą miejscówki, aby spróbować po raz ostatni. Gdy wchodzę na ostatnią i boleń nadal żeruje, powtarzam różne kombinacje, próbując skusić "gada".
I... w kooońcu, ŁUP, gwizd i ryba siada przy dnie, wyginając kij bardzo mocno. Wchodzi w basen, ale po chwili robi nawrót i kieruje się w stronę nurtu. Próbuję go podnieść i czuję, że to może być piękna ryba. W końcu udaje mi się go podnieść na tyle, aby na chwilę zobaczyć go. Jestem zdziwiony siłą tak małego bolenia, ale zagadka szybko zostaje rozwiązana. Jedna z kotwic jest wbita poza pyskiem - za pokrywę skrzelową. Po chwili jedna z nich się odpina i ryba siedzi już tylko za pokrywę skrzelową, przez co hol jest zdecydowanie dłuższy, ale w końcu udaje się podebrać wyrośniętą "ukleję".
Rzutem na taśmę - 55 cm.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Tak sobie siedzę wczoraj w domu, siedzę i...: a pojadę sobie na popołudniowego bolka. Niestety duża woda już opadła, ale przecież i przy małej, łowi się bolenie.
Nad wodą byłem po godz 13. W końcu, upał zelżał i przy 23 st., łowiło się bardzo przyjemnie. No, ten wiatr, jak na takie łowienie, był zdecydowanie za silny, ale i z nim można sobie poradzić.
Po obłowieniu dwóch główek, mogłem już zauważyć, że na wodzie jest zupełna cisza. Nigdzie się nic nie pokazuje. Schodząc niżej, do ciekawej miejscówki, na której także jest cisza (przynajmniej na powierzchni), skradam się i uważnie stawiam kroki na kamieniach. Gdy siadam na nagrzanym kamieniu, słyszę i widzę atak, powyżej mnie, a za chwilę poniżej. Są, przynajmniej dwa - co prawda nie duże, ale są. Oba w zasięgu rzutu. No, przynajmniej jednego z nich, muszę złowić - pomyślałem sobie.
Najpierw próbuję zdjąć tego powyżej, ale bez efektu. Pokazał się jeszcze dwa razy. Ten poniżej, pokazywał się częściej i pewnie atakował. Po wykonaniu X rzutów, postanawiam obejść go dużym łukiem i spróbować "z wiatrem". Gdy znalazłem się w wybranym miejscu, bolek nadal atakował, a ja nie potrafiłem go zdjąć. Chcąc założyć kolejną przynętę, patrzę na Salmo Thrill'e, które kupiłem dobrych kilka lat temu i siedzą w pudełku, od lat nieużywane. Były (i są) to moje pierwsze boleniówki, jakie kupiłem. Jeszcze wtedy nie miałem doświadczenia ze spinningiem i niemal każdy rzut, kończył się zaczepioną kotwicą o żyłkę, przez co, podczas zwijania przynęty, robiło się "śmigło". Ale wtedy, stwierdziłem, że to wina przynęt, i tak zrażony do nich, nie używałem ich w ogóle.
Teraz jednak, postanowiłem się z nimi "przeprosić" i założyłem jednego z nich. Po kilku rzutach, bolek "hasał" na końcu zestawu, a kotwice przestały się plątać z żyłką.
Był to wyrośnięty „uklej”, taki ok. 45 cm. Pierwszy na Thrill'a.
Było to jedyne miejsce, gdzie cokolwiek się działo. Schodząc niżej, namierzam jeszcze tylko jeden atak bolenia.
Z wieczora, zmieniam miejscówki i namierzam... żerujące przy samym brzegu jazie. Przepiękne ogony, wystawały z wody, świadczące o tym, iż jaziulce mają wieczorną wyżerkę. Ależ żałowałem, że nie mam przy sobie kleniowo-jaziowych przynęt. Oczywiście rzucałem boleniówkami, bo a nóż, ale gdzie one będą się interesowały takim czymś, jak mają w kamieniach lepsze przysmaki.
W drogę powrotną, ruszyłem przed godz. 22.
Thrill, przeproszony.
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Hejka
W jaki sposób sobie radzisz z zaczepianiem tylnej kotwicy o żyłkę/plecionkę? Czy to jest normalne?
Wczoraj pierwszy raz próbowałem zapolować na bolenia i co drugi rzut tylna kotwica zaczepiała mi się i tworzyła śmigło. Czy to jest normalne?
(2014/06/15 20:47)Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
w ten weekend niestety nie udalo sie powedkowac,ale zmontowalem filmik z poprzedniej niedzieli....poniewaz zadna duza ryba sie nie skusila w sobote,niedziele poswiecilem jednej przynecie a oto i efekty.....polecam na okonia i pstraga
https://www.youtube.com/watch?v=pxuYSSNDptk (2014/06/22 19:02)wedkarz2309
Poniedziałek. O ile pierwsze łowienie z pontonu, to było trochę trollingu za sumem, trochę rzucania za boleniem i dużo "nie łowienia" z powodu choroby morskiej, o tyle, tym razem, było zupełnie inaczej i wypad był typowo pod suma.
Było to moje trzecie łowienie ze środka pływającego i o dziwo, pierwszy raz, nic mi się nie działo, więc czerpałem jak najwięcej przyjemności, z łowienia oraz pięknej pogody. Ale od początku...
Dzień wcześniej, szukamy na mapie miejsca, z dogodnymi miejscami do zwodowania pontonu oraz z "bliskością" opasek. Po wybraniu kilku miejsc, decydujemy się na miejscowość X. Na miejscu jesteśmy o godz. 6 rano, lecę szybko do najbliższego sklepu, aby zaopatrzyć się w "wałówę" na cały dzień i zabieramy się za wodowanie, "kręcenie" zestawów, itd. Gdy wypływamy, słońca jeszcze nie ma, ale jest już dosyć "jasnawo".
Termometr w aucie pokazuje 5 st., ale odczuwalna, jest jakby większa. Jest przepięknie - wschodzące słońce, które próbuje się przebić przez gęstą mgłę, powoduje, że poranek jest na prawdę kapitalny.
Najpierw obławiamy odcinek rzeki od miejsca zwodowania, w dół. Na drugą część dnia, zostawiamy sobie odcinek, pow., auta. Pierwsza opaska jest dosyć blisko i już po kilkudziesięciu minutach, jesteśmy przy niej. Po opłynięciu jej pierwszy raz, decydujemy się na spłynięcie jeszcze trochę niżej, do głębokich główek, a następnie zawrócić i zrobić ową "prostkę" raz jeszcze. Gdy tak trollingujemy, płynąć w dół rzeki, dopływamy do bardzo ciekawie wyglądającej miejscówki i zgodnie stwierdzamy, że tutaj musi coś trzepnąć (oczywiście pół żartem pół serio, gdyż żadni z nas "sumiarze").
Gdy tylko zestawy mijają przelew, u kolegi (danieleklubin) na kiju, następuje branie. Kilka szarpnięć i po wszystkim. Ryba daje się już doholować bez walki - na takim zestawie, to nie ma się co dziwić. Jak się okazuje, jest to bolek, który zasmakował w sumowej baryłce. Miał 62 cm.
Po pamiątkowej fotce i krótkiej "reanimacji", spływamy dalej. Gdy dopływamy do głębokich dołów, które nie tylko przepływamy sumowymi woblerami, ale także kotwiczymy się i obrzucamy różnymi, ciężkimi przynętami.
Możemy łowić tylko do godz. 15, gdyż Daniel jedzie do pracy na godz. 17, więc po obłowieniu zakrętu, płyniemy w górę rzeki, obławiając raz jeszcze wspomnianą już opaskę. Gdy ją mijamy, możemy dokładniej poobserwować odcinek rzeki, którym spływaliśmy rano, ale z powodu gęstej mgły, niewiele było widać.
Gdy dopływamy do miejsca, gdzie nad wodą jest bardzo dużo gałęzi z przybrzeżnych krzaków (niemal na całej długości burty, między dwiema ostrogami), stwierdzam, że tutaj na bank są klenie. Gdy tylko przynęty znalazły się na wysokości owej miejscówki, znowu mamy branie, ale tym razem, na moim kiju. Sytuacja się powtarza i po kilku szarpnięciach, ciągnę rybę już bez walki. Czyżby znowu boleń? Jak się okazje, jest to..., wywołany do tablicy, patriotyczny kleń. Ryba ma 46 cm.
Po szybkiej sesji fotograficznej i zwróceniu wolności, obławiamy jeszcze krótki odcinek rzeki i ze względu na brak czasu, zwijamy zestawy i na pełnym gazie, ruszamy w górę rzeki, aby chociaż zobaczyć, jak to wygląda w górnej części (patrząc od miejsca wodowania) Odry.
Nie doczekaliśmy się już żadnego brania. Co prawda, cel wyprawy (sum), nie został osiągnięty, ale po jednym, małym przyłowie się trafiło, w słońcu się trochę wygrzaliśmy, było trochę śmiechu - generalnie, super spędzony czas, nad wodą.
Gdy już spływamy, zbliża się do nas barka. I jak na złość, trafił nam się zaczep. I wtedy, gdy musieliśmy szybko popłynąć pod nurt, aby odzyskać przynętę, zdaliśmy sobie sprawę, że ten wielki "ślimak", nie jest wcale taki wolny, jak to się wydaje z brzegu. Udaje nam się uwolnić przynętę i czekamy, aż przepłynie ten kolos. Siedząc wielokrotnie na brzegu z feederami, czy ganiając ze spinem, wytwarzane fale, wydawały się być znikome (przynajmniej w porównaniu z małymi, zapierdzielającymi łódkami), więc stwierdziłem, że możemy śmiało płynąć. Haha, na pewno. Te małe, niegroźne fale, które tak wyglądają tylko z brzegu, nieźle dały nam "popalić". Momentami było trochę niebezpiecznie, ale przy tym było także dużo śmiechu, gdyż co jakiś czas, dostawałem kolejną porcją wody, która wlewała się do pontonu "od czubka" i wszystko przyjmowałem na swoją d...
O godz. 15, skończyliśmy łowienie, spakowaliśmy się i przed godz. 16, ruszyliśmy w drogę powrotną. Ja do domu, a kolega do pracy.
(2014/10/01 08:39)
A teraz, spadam na lipienie. Pogoda super, tylko czy będę potrafił to wykorzystać?
Kleń, zamiast suma.Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
antek2004
czwartek pierwszy wyjazd w tym roku na Oderkę smoczek i klenik (2014/10/12 13:39)