Na sikorkę - moje opowiadanie...

/ 6 odpowiedzi
Na zalewie w Roszkowie, lipiec zaliczam do tych dobrych okresów by polować na sandacza. Słońce chyliło się ku zachodowi. Nie mając zbyt wiele czasu do dyspozycji, od razu pomaszerowałem ze spiningiem w kierunku znanej mi miejscówki, gdzie w poprzednich sezonach wyciągałem piękne sandacze. Niby wszystko pasowało, - pora roku, pora dnia, nawet kierunek wiatru. Ale idąc wzdłuż brzegu czułem jakiś dziwny niepokój. Jezioro już, nie wyglądało tak samo jak przed kilku laty. Woda jakaś zmieniona. Brzegi pozarastane.  – No i masz ! – Po dotarciu na miejsce, - linia wody niedostepna ! Szczęście, że miałem spodniobuty. Więc dałem jakoś radę. – Kopyto na agrafkę i do wody ! ...Opad....Pierwsze podbicie....Opór! - Po chwili choluję cały kilogram zielska. Nastepny rzut to samo i następny rzut znowu to samo. No to sobie połowiłem! – Pomyślałem. Cholerne bajoro się zrobiło. – Niech więcej wpuszczają tego śmierdziela karpia, to za kilka lat lustra wody zabraknie i zrobi się tu jedno wielkie śmierdzące bagno! Czy nikt tego nie rozumie że ten zbiornik jest zbyt płytki by robić takie eksperymenty ?   W Gołuchowie przynajmniej co jakiś czas okresowo spuszczają wodę i jest jako tako. .....No więc koniec z dżigowaniem ! W zielsku nie da rady !   Trzeba by coś innego puścić niziutko i wolniutko nad samym zielskiem, -myślę sobie... No. I byle by dobrze pracowało. Tylko co? Zaglądam do torby. – A na dnie uśmiecha się do mnie ,,Różowa Sikoreczka” – Taka sama, jak ta na którą na tej miejscówce złowiłem trzy lata wcześniej swojego życiowego sandacza 96 cm. ( tu wyjasnię : zawsze lubię mieć w torbie kilka tzw. Asów, - nietypowych przynęt, których używam wtedy, gdy wszystko inne zawodzi. ,, Sikorka” to taki właśnie mój ,,as” – jest to przerobiona przeze mnie obrotówka z podrasowanym skrzydełkiem typu Aglia i upierzeniem coś w stylu koguta. Wymyśliłem ją do zimowych polowań na szczupaki, gdy temperatura wody spada i drapieżnik nie chce ganiać, za zbyt szybko idącą przynętą . Bo oszczędza energię. Wiekszość obrotówek nie chce w ogóle pracować w wolnym tępie. A więc  na zimę się nie nadaje. Podrasowane skrzydełko i układ piór powoduje, że  „Sikorka” zachowuje się w wodzie inaczej niż zwykłe obrotówki .   - Można ją bardzo wolno prowadzić i z lepszym czuciem. Gdy pracuje w wodzie , wygląda jak fruwający mały ptaszek, - stąd wzięła się nazwa ,,Sikorka”.) ....No więc bez zastanawiania ,,Sikorkę” na agrafkę i do wody ! ...Puknięcie...Drugi rzut...Nic..Trzeci rzut prowadzę sinosoidą.   Schodzę nisko i podciągam do góry aż do lustra i powtarzam wolniutki opad po łuku...i podbicie trochę szybciej w górę ...i opad ...i wgórę ..i znów opad ...i w górę. I nagle przede mną  w jeziorze się zagotowało ! ...Co u licha ! .. ..Szczupak ?   - Nie było przecież nawet najdrobniejszego szarpnięcia !  Adrenalina skoczyła mi pod sufit !   ...Zacinam w ciemno ! .... Pudło ! ...Zwalniam do opadu...        ...Jest !..Jest !! ....Zacinam !.... Siedzi ! .. Silne, sandaczowe uderzenie, które czujesz aż w kapciach ! – W jednej chwili przechodzi na ciebie ten cały pulsujący rybi ciężar. – Ale jakże znajomo miły i sercu drogi....Tak ! Tak ! - Za to uczucie oddało by się ostatnie zarobione pieniądze.   .... – Kij wygięty w pałąk. ...Plecionka jęczy w przelotkach. ... To najpiękniejsze zaproszenie do tańca jakie znam ! ... Jezu ! - Żeby się tylko nie wypiął ! – Przemyka myśl. ...Nagłe szarpnięcie ... i odjazd. Staram się więc trzymać kij maksymalnie wysoko, by mi sandał w zielsko nie przymurował. Ale trzepanie......jakieś dziwne ?  .....Eeeetam !  – To na pewno sandał.  – Myślę sobie. – Szczupak z reguły po uderzeniu zatrzymuję się i dopiero po chwili zaczyna bić do dołu. A ten ciągnął przecież ! ...Cholera ...Coś mi tu nie pasuje. Sandał zazwyczaj dogania przy dnie. A ten, za blachą aż na samą górę pogonił. Szczupły już by dawno zębiskami po plecionce. Chyba, że w nożyczkach pięknie siedzi ?  A może po prostu zapiął się gdzieś po za głową , za grzbiet lub za ogon ? ....Terkot puszczającego hamulca niesie się po jeziorze w przedwieczornej ciszy. –Żeby mi tu tylko jakiego towarzystwa nie ściągnął ! – Nie cierpię doradców w takich momentach. ...Nagle hamulec zamilkł. Ryba stanęła. Napinam więc mocniej kij i zaczynam hol.... Idzie.... Jeszcze jeden krótki odjazd i znowu hol. Mam go już co raz bliżej. I ryba też już o tym wie. Bo nagle robi ten dziwny i nie lubiany na kiju luz. I po chwili z kotłującej wody wynurza się wężowatym ruchem.. I z moja blachą w pysku robi fantastyczną świecę. ....Chryste Panie !! ... Co to jest ?... O rany ! ...To węgorz ! ...Węgorz Olbrzym !  ...To niesłychane ! ...Ja chyba śnię ! Nigdy dotąd nie widziałem, ani nawet nie słyszałem by ktoś złowił węgorza na blachę. A tu niespodzianka ! I to na moją ,,sikorkę” druga już życiowa ryba ! – Tym razem węgorz . Szczęście – bo dało się go dość łatwo odpiąć z kotwiczki. Natomiast nie udało mi się dokładnie go zmierzyć. ( może przy okazji – kto zna sposób jak dokładnie zmierzyć żywego węgorza ? ) Tak w przybliżeniu miał pomiędzy 110 cm a 120 cm.  Trudno mi zaliczyć taki przyłów jako wyczyn. Bo uważam, że to czysty przypadek ! ....Na pewno nałykał się karpiowej proteiny i padło mu na mózg ! I dlatego pogonił za blachą. ...Życzę mu, by jeszcze długo pływał sobie po Roszkowskim Zalewie podszczypując młodociane płoteczki i cieszył się dobrym zdrowiem.

Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.

marek-debicki


Nawet gdyby to nie był węgorz złowiony na blaszkę, to opowiadanie Kolegi można stawiać za wzór w zakresie słownictwa stosowanego przy połowie tą metodą. "Opad po łuku, trochę szybciej w górę....." Ileż to cierpliwości i wiedzy potrzeba aby tak operować zestawem??? Niesamowite!!! (2011/08/25 00:01)

dario35


zywego wegorza mozesz zmiezyc po uprzednim poglaskaniu go po brzuchu ,uwierz to nie kit chwytarz go za glowe obracasz i zaczynasz glaskac po kilku sekundach sie calkowicie uspokaja i wtedy mozesz go zmierzyc (2011/08/25 06:31)

marek-debicki


Każdy się uspokoi jak się go po brzuchu pogłaska ale tu Kolega ma rację. (2011/08/25 08:53)

kaban


Jak dla mnie to niezły wpis-więc czemu na forum? Pomyłka? (2011/08/25 12:47)

camelot


Wiesz kaban ! Jakoś tak samo wyszło , że puściłem to na forum. Chciałem po prostu podzielić się z kolegami i opowiedzieć o swojej przygodzie. I w tej chwili zastanawiam się , jakie to ma znaczenie , że właśnie na forum, a nie gdzie indziej ? Jestem tutaj świeży na portalu i jeszcze nie wszystko czaję. A po za tym mam już swoje lata. Co innego młodzi ! - To że w ogóle potrafię jako tako posługiwać się komputerem i internetem , to tylko zasługa moich dzieci, którym dziękuję, że miały dla mnie tę wyrozumiałość i cierpliwość by mnie co nieco nauczyć.  .....................A tak na marginesie, - to nie wiedziałem o tym głaskaniu po brzuchu ! Widziałem kiedyś jak ktoś wbijał szpilkę w kręgosłup. Może i jestem barbarzyńcą, bo poluję na ryby. - Ale nie aż takim by się znęcać nad zwierzakiem !  W  każdym razie dzięki przedmówcom  za radę ! Może przyda się w przyszłości ? Słyszałem niedawno od miejscowych Indian , że w moim rewirze pływają niezłe węgorze. - Więc pewnie zapoluję na któregoś! Ale na pewno nie na blachę, tylko po bożemu , prosto , zwyczajnie , na rosówkę .       Pozdrawiam wszystkich ! (2011/08/25 22:27)

Tomekoo


Piękne opowiadanie:)ja złowiłem węgorza na gume w tym roku:) miał 1,98 i 85-88cm nie mogłem mu dać rady z mierzeniem :) (2011/09/20 14:41)