Można się pośmiać

/ 125 odpowiedzi / 39 zdjęć
szczupi


-KIEDY KOBIETA MYŚLI ?
-PODCZAS STOSUNKU
-A CZEMU
-BO JEST PODŁĄCZONA DO MÓZGU (2010/10/18 22:39)

robcio2535


  • W 1998 r. we Wrocławiu wykryto wytwórnie fałszywych studolarówek. Amerykańscy specjaliści z Secret Service ocenili, ze są to najlepiej podrobione pieniądze na świecie. Zdaniem Amerykanów fałszywe "zielone" wykonane zostały staranniej niż … autentyczne banknoty!


  •  

    To mi się najbardziej spodobało........hehehehe


    Kolego Mirku od dawna już wiadomo że -Polak potrafi wszystko :-)i na polaka nie ma mocnych (2010/10/19 10:41)

    robcio2535


    A ja proponuję taki list :-) ;

    Piszę do Ciebie tych parę linijek, żebyś wiedział, że do Ciebie piszę. Jak ten list dostaniesz, to znaczy, że do Ciebie doszedł. Jak go nie dostaniesz, to mi daj znać, to go wyślę jeszcze raz. Piszę do Ciebie wolno, bo wiem, że nie potrafisz szybko czytać. Niedawno tata przeczytał w jakiejś gazecie, że najwięcej wypadków się zdarza kilometr od domu, więc przeprowadziliśmy się trochę dalej. Mieszkamy teraz w fajnej chałupce. Jest tu pralka, choć nie jestem pewna, czy się nie zepsuła. Wczoraj wrzuciłam do niej pranie, pociągnęłam za sznurek i pranie gdzieś wsiąkło. Ale przecież się z powodu tego nie powieszę... Pogoda nie jest najgorsza. W zeszłym tygodniu padało tylko dwa razy. Za pierwszym razem trzy dni, a za drugim cztery. Co do kurtki, którą chciałeś. Wujek Piotr powiedział, że jak Ci ją poślę z guzikami, to będzie dużo kosztować, bo guziki są ciężkie. Dlatego oderwałam guziki i włożyłam do kieszeni. Tata dostał pracę. Jest dumny jak paw, bo ma pod sobą jakieś pięćset osób. Wysiewa trawę na cmentarzu. Twoja siostra, Julka, która wyszła za mąż, w końcu urodziła. Nie znamy jeszcze płci, więc Ci nie powiem, czy jesteś wujkiem czy ciotką. Jak to będzie dziewczynka, Twoja siostra chce ją nazwać po mnie. Ale to będzie dziwne - mówić na swoją córkę "mama". Gorzej jest z Twoim bratem, Jankiem. Zamknął samochód i zostawił w środku kluczyki. Musiał iść do domu po drugi komplet, żeby nas wyciągnąć ze środka. Jak się będziesz widział z Gosią, pozdrów ją ode mnie, a jeśli nie, to jej nic nie mów. Twoja mamusia Dusia.

    PS. Chciałam Ci włożyć do listu parę złotych, ale już zakleiłam kopertę. (2010/10/19 10:43)

    u?ytkownik10466


    historia niecalkiem prawdziwa...
    Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
    schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że
    jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a
    to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani.
    Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot
    za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć
    terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
    Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach
    służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie
    i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i
    robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to
    wiele problemów.

    Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania
    łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
    którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie
    pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do
    łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść
    i "myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
    niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I
    postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną.
    Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
    przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już
    w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby
    kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę,
    ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak
    moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym
    razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo
    - wąż.

    Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do
    domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
    zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka,
    okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni
    - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
    cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez
    okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
    wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu
    i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć.
    No ja cenzura. Nie ni cenzura to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały
    kot jest k...a za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut -
    oż k...a, no to nie mogło mi się zdawać
    - coś ciężkiego poszło w pion. K...a, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
    ukazali mi się przed oczami. Kot k...a popłynął wprost w odmęty prawego
    dopływu królowej polskich rzek.

    Lecę k...a na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska,
    zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego
    skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie.
    Ale c..j, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w
    rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, k...a, żyje i nie
    poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to c..j, przynajmniej
    będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo
    tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za c...a trefla,
    że kot sam wpadł do kibla.
    Ale na razie drapie i żyje.

    Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici,
    kici! Ni c...a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k...a głąb zamiast
    przyjść do mnie to k...a chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion.
    Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów
    i zjazd w dół. No p......o i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół
    godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni c...a,
    uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
    włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire -
    ogień zwalczaj ogniem.

    Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do
    kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla
    - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy.
    Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy
    i k...a koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała
    prowizoryczna tama poszła w c..j i kota też nie słychać już. Ja p......ę.
    K...a, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy,
    dom od ulicy ze 30 metrów
    - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.

    Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.
    Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
    do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery
    - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam
    pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż
    zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera,
    ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego
    domu. Latarka. K...a, mam w aucie, c.....a, ale może starczy. Włażę po raz
    drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest,
    oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten
    mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja p......ę. Szlag mnie
    trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi
    zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po
    dobroci, to będzie po złości.

    Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej.
    Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej
    nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko
    miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w p...u. Jeszcze tylko trójkąt,
    żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie w........ł, bo na ulicy ciemno.
    Sąsiad, k...a, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
    próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz c..j
    złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu k...a powiedzieć? Że przepycham kotem
    kanalizację? Idźżesz w c..j, pacanie.
    Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł
    do domu i pozatykał sobie też wszystkie
    otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i
    wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim
    domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

    Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe,
    więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
    Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
    dobrowolnie. K...a, drugi sąsiad przyszedł
    - po pięciu minutach następny odmyka
    wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - k...a, ludzie to są
    barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i
    dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c...a, to go musi
    wygonić albo utopić.

    Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie
    wylało z kąpielą. K...a mać, urwało się wszystko w p...u i popłynęło, bo
    ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w c..j - jak
    się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi
    pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten cenzura dekiel. Wchodzę - a ten
    skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja p......ę! Jak on k...a
    wyszedł, którędy? Ano k...a wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja
    k...a stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Z....ę.
    Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. K...a mać.
    Przynajmniej kuleje.

    Straty: z.....e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z....a
    piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
    piwnicę. Pościel w sypialni do w.......a, brezent z reklamą firmy - poszedł
    w c..j, latarka - w c..j, pogrzebacz w c..j. Afera na ulicy jak c..j. (2010/10/19 15:07)

    robcio2535


    <object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/7QOLCGZBsiU?fs=1&amp;hl=pl_PL&amp;rel=0&amp;color1=0x006699&amp;color2=0x54abd6"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/7QOLCGZBsiU?fs=1&amp;hl=pl_PL&amp;rel=0&amp;color1=0x006699&amp;color2=0x54abd6" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object> (2010/10/23 16:44)

    robcio2535


    Kurza twarz i nie wyszło no to tak a to na rozluźnienie nastroju i poprawe humorka :-)
    http://www.youtube.com/watch?v=7QOLCGZBsiU (2010/10/23 16:49)

    KIER72


    Czatowe pogawędki:
    - Siemka. Tu Romek.
    - Klaudia.
    - Jesteś blondynką? 
    - Tak
    - Farbowaną?
    - Latem byłam, teraz nie.
    - A teraz co...?
    - Jesień.
    (2011/10/09 22:30)

    jurek


    I DAJ TU BABIE KAMERKĘ   ----------- link...........http://youtu.be/PcKyVN-ES_4

                                             <iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/PcKyVN-ES_4" frameborder="0" allowfullscreen></iframe> (2011/10/10 11:51)

    jurek


    <iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/OcwejJNd7pw" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>


    Rozmowa ojca z synem (2011/10/10 11:59)

    Sebastian Kowalczyk


    historia niecalkiem prawdziwa...
    Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
    schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że
    jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a
    to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani.
    Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot
    za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć
    terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
    Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach
    służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie
    i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i
    robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to
    wiele problemów.

    Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania
    łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
    którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie
    pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do
    łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść
    i "myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
    niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I
    postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną.
    Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
    przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już
    w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby
    kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę,
    ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak
    moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym
    razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo
    - wąż.

    Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do
    domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
    zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka,
    okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni
    - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
    cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez
    okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
    wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu
    i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć.
    No ja cenzura. Nie ni cenzura to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały
    kot jest k...a za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut -
    oż k...a, no to nie mogło mi się zdawać
    - coś ciężkiego poszło w pion. K...a, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
    ukazali mi się przed oczami. Kot k...a popłynął wprost w odmęty prawego
    dopływu królowej polskich rzek.

    Lecę k...a na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska,
    zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego
    skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie.
    Ale c..j, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w
    rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, k...a, żyje i nie
    poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to c..j, przynajmniej
    będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo
    tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za c...a trefla,
    że kot sam wpadł do kibla.
    Ale na razie drapie i żyje.

    Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici,
    kici! Ni c...a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k...a głąb zamiast
    przyjść do mnie to k...a chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion.
    Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów
    i zjazd w dół. No p......o i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół
    godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni c...a,
    uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
    włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire -
    ogień zwalczaj ogniem.

    Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do
    kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla
    - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy.
    Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy
    i k...a koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała
    prowizoryczna tama poszła w c..j i kota też nie słychać już. Ja p......ę.
    K...a, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy,
    dom od ulicy ze 30 metrów
    - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.

    Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.
    Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
    do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery
    - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam
    pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż
    zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera,
    ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego
    domu. Latarka. K...a, mam w aucie, c.....a, ale może starczy. Włażę po raz
    drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest,
    oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten
    mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja p......ę. Szlag mnie
    trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi
    zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po
    dobroci, to będzie po złości.

    Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej.
    Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej
    nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko
    miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w p...u. Jeszcze tylko trójkąt,
    żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie w........ł, bo na ulicy ciemno.
    Sąsiad, k...a, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
    próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz c..j
    złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu k...a powiedzieć? Że przepycham kotem
    kanalizację? Idźżesz w c..j, pacanie.
    Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł
    do domu i pozatykał sobie też wszystkie
    otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i
    wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim
    domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

    Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe,
    więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
    Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
    dobrowolnie. K...a, drugi sąsiad przyszedł
    - po pięciu minutach następny odmyka
    wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - k...a, ludzie to są
    barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i
    dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c...a, to go musi
    wygonić albo utopić.

    Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie
    wylało z kąpielą. K...a mać, urwało się wszystko w p...u i popłynęło, bo
    ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w c..j - jak
    się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi
    pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten cenzura dekiel. Wchodzę - a ten
    skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja p......ę! Jak on k...a
    wyszedł, którędy? Ano k...a wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja
    k...a stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Z....ę.
    Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. K...a mać.
    Przynajmniej kuleje.

    Straty: z.....e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z....a
    piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
    piwnicę. Pościel w sypialni do w.......a, brezent z reklamą firmy - poszedł
    w c..j, latarka - w c..j, pogrzebacz w c..j. Afera na ulicy jak c..j.


    ZAJEBISTE :D (2011/10/11 16:37)

    kawiorek


    Zdaniem Amerykanów fałszywe "zielone" wykonane zostały staranniej niż … autentyczne banknoty!

    Tu to przeszedles sam siebie?? (2012/09/09 06:54)

    Zibi60


    Facet ogląda Discovery i słyszy głos spikera:
    - Pandy mają ich 16, rekiny 100 a u człowieka norma to 32 zęby.
    Facet podrywa się z fotela i wrzeszczy:
    - Jasna cholera!!! Jestem PANDĄ! (2012/09/09 09:16)

    jurek


    Blondynka a samochodzie (2012/09/09 12:57)

    max1991


    Przychodzi blondynka do lekarza z pługiem w plecach  i mówi orzesz kurwa (2012/09/09 13:09)

    u?ytkownik997


    Wierzę w jednego Tuska, Ojca Wszech-uwielbianego, Stworzyciela Stadionów i Autostrad, wszystkich dotacji z Unii widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Rostowskiego, doradcę Tuska prawdomównego, który z Putina jest zrodzony przed wszystkimi długami. Tusk z Tuska, Europejskość z Europejskości, Fakty prawdziwe z TVNu prawdziwego. Przez Lisa stworzone, mówione. Współistotne Tuskowi, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas lemingów i dla naszego ogłupienia zstąpił z Kremla. I za sprawą Putina Wielkiego przyjął miliardy z Unii i stał się komuchem. Pomógł Grecji również za nas, pod namową Angeli został poklepany i pochwalony. I ponownie wybrany dnia trzeciego, jak oznajmia OBOP. I wstąpił do Rządu; siedzi po prawicy Bronka. I powtórnie przyjdzie w chwale na następną kadencję, a Ku..estwu Jego nie będzie końca. Wierzę w pancerną brzozę, Sikorskiego, jej Ożywiciela, który od Tuska i Rostowskiego pochodzi. Który z Tuskiem i Bronkiem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę który mówi przez Olejnik i Durczoka. Wierzę w jeden, wielki, powszechny i europejski kryzys. Wyznaję brak emerytury na odpuszczenie grzechów. I oczekuję kromki chleba, szklanki wody i nowej edycji Tańca z Gwiazdami w TVN (2012/09/10 19:59)

    lynx


    Coś żle zrobiłem wiec podam tak
    http://www.youtube.com/watch?v=8Yg7KL4v1w0
    bo warto to obejrzeć :-)normalnie jak dla mnie rewelka



    Świetny. Może miał za wysoko położony środek ciężkości. Hahahaha. (2012/09/22 23:10)