Rzeczka
Wrzucone 17 października 2010 o 13:05 przez KoKo96 | Skomentuj (20)
szczupi
-KIEDY KOBIETA MYŚLI ?
-PODCZAS STOSUNKU
-A CZEMU
-BO JEST PODŁĄCZONA DO MÓZGU (2010/10/18 22:39)
spines21
(2010/10/18 23:13)
robcio2535
Kolego Mirku od dawna już wiadomo że -Polak potrafi wszystko :-)i na polaka nie ma mocnych (2010/10/19 10:41)
robcio2535
A ja proponuję taki list :-) ;
Piszę do Ciebie tych parę linijek, żebyś wiedział, że do Ciebie piszę. Jak ten list dostaniesz, to znaczy, że do Ciebie doszedł. Jak go nie dostaniesz, to mi daj znać, to go wyślę jeszcze raz. Piszę do Ciebie wolno, bo wiem, że nie potrafisz szybko czytać. Niedawno tata przeczytał w jakiejś gazecie, że najwięcej wypadków się zdarza kilometr od domu, więc przeprowadziliśmy się trochę dalej. Mieszkamy teraz w fajnej chałupce. Jest tu pralka, choć nie jestem pewna, czy się nie zepsuła. Wczoraj wrzuciłam do niej pranie, pociągnęłam za sznurek i pranie gdzieś wsiąkło. Ale przecież się z powodu tego nie powieszę... Pogoda nie jest najgorsza. W zeszłym tygodniu padało tylko dwa razy. Za pierwszym razem trzy dni, a za drugim cztery. Co do kurtki, którą chciałeś. Wujek Piotr powiedział, że jak Ci ją poślę z guzikami, to będzie dużo kosztować, bo guziki są ciężkie. Dlatego oderwałam guziki i włożyłam do kieszeni. Tata dostał pracę. Jest dumny jak paw, bo ma pod sobą jakieś pięćset osób. Wysiewa trawę na cmentarzu. Twoja siostra, Julka, która wyszła za mąż, w końcu urodziła. Nie znamy jeszcze płci, więc Ci nie powiem, czy jesteś wujkiem czy ciotką. Jak to będzie dziewczynka, Twoja siostra chce ją nazwać po mnie. Ale to będzie dziwne - mówić na swoją córkę "mama". Gorzej jest z Twoim bratem, Jankiem. Zamknął samochód i zostawił w środku kluczyki. Musiał iść do domu po drugi komplet, żeby nas wyciągnąć ze środka. Jak się będziesz widział z Gosią, pozdrów ją ode mnie, a jeśli nie, to jej nic nie mów. Twoja mamusia Dusia.
PS. Chciałam Ci włożyć do listu parę złotych, ale już zakleiłam kopertę. (2010/10/19 10:43)
u?ytkownik10466
historia niecalkiem prawdziwa...
Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że
jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a
to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani.
Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot
za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć
terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach
służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie
i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i
robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to
wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie
pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do
łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść
i "myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I
postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną.
Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już
w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby
kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę,
ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak
moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym
razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo
- wąż.
Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka,
okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni
- więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu
i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć.
No ja cenzura. Nie ni cenzura to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały
kot jest k...a za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut -
oż k...a, no to nie mogło mi się zdawać
- coś ciężkiego poszło w pion. K...a, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot k...a popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek.
Lecę k...a na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska,
zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego
skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie.
Ale c..j, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w
rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, k...a, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to c..j, przynajmniej
będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo
tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za c...a trefla,
że kot sam wpadł do kibla.
Ale na razie drapie i żyje.
Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici,
kici! Ni c...a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k...a głąb zamiast
przyjść do mnie to k...a chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion.
Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów
i zjazd w dół. No p......o i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół
godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni c...a,
uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire -
ogień zwalczaj ogniem.
Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do
kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla
- geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy
i k...a koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała
prowizoryczna tama poszła w c..j i kota też nie słychać już. Ja p......ę.
K...a, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy,
dom od ulicy ze 30 metrów
- może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.
Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery
- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam
pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż
zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera,
ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego
domu. Latarka. K...a, mam w aucie, c.....a, ale może starczy. Włażę po raz
drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest,
oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten
mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja p......ę. Szlag mnie
trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi
zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po
dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej.
Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej
nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko
miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w p...u. Jeszcze tylko trójkąt,
żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie w........ł, bo na ulicy ciemno.
Sąsiad, k...a, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz c..j
złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu k...a powiedzieć? Że przepycham kotem
kanalizację? Idźżesz w c..j, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł
do domu i pozatykał sobie też wszystkie
otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i
wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim
domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.
Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe,
więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie. K...a, drugi sąsiad przyszedł
- po pięciu minutach następny odmyka
wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - k...a, ludzie to są
barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i
dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c...a, to go musi
wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą. K...a mać, urwało się wszystko w p...u i popłynęło, bo
ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w c..j - jak
się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi
pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten cenzura dekiel. Wchodzę - a ten
skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja p......ę! Jak on k...a
wyszedł, którędy? Ano k...a wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja
k...a stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Z....ę.
Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. K...a mać.
Przynajmniej kuleje.
Straty: z.....e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z....a
piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do w.......a, brezent z reklamą firmy - poszedł
w c..j, latarka - w c..j, pogrzebacz w c..j. Afera na ulicy jak c..j. (2010/10/19 15:07)
u?ytkownik10466
(2010/10/19 15:28)
mielec
(2010/10/21 16:45)
robcio2535
<object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/7QOLCGZBsiU?fs=1&hl=pl_PL&rel=0&color1=0x006699&color2=0x54abd6"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/7QOLCGZBsiU?fs=1&hl=pl_PL&rel=0&color1=0x006699&color2=0x54abd6" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object> (2010/10/23 16:44)
robcio2535
Kurza twarz i nie wyszło no to tak a to na rozluźnienie nastroju i poprawe humorka :-)
http://www.youtube.com/watch?v=7QOLCGZBsiU (2010/10/23 16:49)
rysiosz
Fajne (2010/10/24 11:07)
piotrekelk
(2011/10/08 01:01)
u?ytkownik26223
(2011/10/08 10:12)
KIER72
Czatowe pogawędki:
- Siemka. Tu Romek.
- Klaudia.
- Jesteś blondynką?
- Tak
- Farbowaną?
- Latem byłam, teraz nie.
- A teraz co...?
- Jesień. (2011/10/09 22:30)
jurek
I DAJ TU BABIE KAMERKĘ ----------- link...........http://youtu.be/PcKyVN-ES_4
<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/PcKyVN-ES_4" frameborder="0" allowfullscreen></iframe> (2011/10/10 11:51)
jurek
<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/OcwejJNd7pw" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
Rozmowa ojca z synem (2011/10/10 11:59)
Sebastian Kowalczyk
ZAJEBISTE :D (2011/10/11 16:37)
KIER72
(2012/09/08 22:45)
kawiorek
Zdaniem Amerykanów fałszywe "zielone" wykonane zostały staranniej niż … autentyczne banknoty!
Tu to przeszedles sam siebie?? (2012/09/09 06:54)
Zibi60
Facet ogląda Discovery i słyszy głos spikera:
- Pandy mają ich 16, rekiny 100 a u człowieka norma to 32 zęby.
Facet podrywa się z fotela i wrzeszczy:
- Jasna cholera!!! Jestem PANDĄ! (2012/09/09 09:16)
jurek
Blondynka a samochodzie (2012/09/09 12:57)
max1991
Przychodzi blondynka do lekarza z pługiem w plecach i mówi orzesz kurwa (2012/09/09 13:09)
u?ytkownik997
(2012/09/09 21:00)
u?ytkownik997
Wierzę w jednego Tuska, Ojca Wszech-uwielbianego, Stworzyciela Stadionów i Autostrad, wszystkich dotacji z Unii widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Rostowskiego, doradcę Tuska prawdomównego, który z Putina jest zrodzony przed wszystkimi długami. Tusk z Tuska, Europejskość z Europejskości, Fakty prawdziwe z TVNu prawdziwego. Przez Lisa stworzone, mówione. Współistotne Tuskowi, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas lemingów i dla naszego ogłupienia zstąpił z Kremla. I za sprawą Putina Wielkiego przyjął miliardy z Unii i stał się komuchem. Pomógł Grecji również za nas, pod namową Angeli został poklepany i pochwalony. I ponownie wybrany dnia trzeciego, jak oznajmia OBOP. I wstąpił do Rządu; siedzi po prawicy Bronka. I powtórnie przyjdzie w chwale na następną kadencję, a Ku..estwu Jego nie będzie końca. Wierzę w pancerną brzozę, Sikorskiego, jej Ożywiciela, który od Tuska i Rostowskiego pochodzi. Który z Tuskiem i Bronkiem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę który mówi przez Olejnik i Durczoka. Wierzę w jeden, wielki, powszechny i europejski kryzys. Wyznaję brak emerytury na odpuszczenie grzechów. I oczekuję kromki chleba, szklanki wody i nowej edycji Tańca z Gwiazdami w TVN (2012/09/10 19:59)
lynx
Świetny. Może miał za wysoko położony środek ciężkości. Hahahaha. (2012/09/22 23:10)
-KIEDY KOBIETA MYŚLI ?
-PODCZAS STOSUNKU
-A CZEMU
-BO JEST PODŁĄCZONA DO MÓZGU (2010/10/18 22:39)
(2010/10/18 23:13)
W 1998 r. we Wrocławiu wykryto wytwórnie fałszywych studolarówek. Amerykańscy specjaliści z Secret Service ocenili, ze są to najlepiej podrobione pieniądze na świecie. Zdaniem Amerykanów fałszywe "zielone" wykonane zostały staranniej niż … autentyczne banknoty!
To mi się najbardziej spodobało........hehehehe
Kolego Mirku od dawna już wiadomo że -Polak potrafi wszystko :-)i na polaka nie ma mocnych (2010/10/19 10:41)
A ja proponuję taki list :-) ;
Piszę do Ciebie tych parę linijek, żebyś wiedział, że do Ciebie piszę. Jak ten list dostaniesz, to znaczy, że do Ciebie doszedł. Jak go nie dostaniesz, to mi daj znać, to go wyślę jeszcze raz. Piszę do Ciebie wolno, bo wiem, że nie potrafisz szybko czytać. Niedawno tata przeczytał w jakiejś gazecie, że najwięcej wypadków się zdarza kilometr od domu, więc przeprowadziliśmy się trochę dalej. Mieszkamy teraz w fajnej chałupce. Jest tu pralka, choć nie jestem pewna, czy się nie zepsuła. Wczoraj wrzuciłam do niej pranie, pociągnęłam za sznurek i pranie gdzieś wsiąkło. Ale przecież się z powodu tego nie powieszę... Pogoda nie jest najgorsza. W zeszłym tygodniu padało tylko dwa razy. Za pierwszym razem trzy dni, a za drugim cztery. Co do kurtki, którą chciałeś. Wujek Piotr powiedział, że jak Ci ją poślę z guzikami, to będzie dużo kosztować, bo guziki są ciężkie. Dlatego oderwałam guziki i włożyłam do kieszeni. Tata dostał pracę. Jest dumny jak paw, bo ma pod sobą jakieś pięćset osób. Wysiewa trawę na cmentarzu. Twoja siostra, Julka, która wyszła za mąż, w końcu urodziła. Nie znamy jeszcze płci, więc Ci nie powiem, czy jesteś wujkiem czy ciotką. Jak to będzie dziewczynka, Twoja siostra chce ją nazwać po mnie. Ale to będzie dziwne - mówić na swoją córkę "mama". Gorzej jest z Twoim bratem, Jankiem. Zamknął samochód i zostawił w środku kluczyki. Musiał iść do domu po drugi komplet, żeby nas wyciągnąć ze środka. Jak się będziesz widział z Gosią, pozdrów ją ode mnie, a jeśli nie, to jej nic nie mów. Twoja mamusia Dusia.
PS. Chciałam Ci włożyć do listu parę złotych, ale już zakleiłam kopertę. (2010/10/19 10:43)
historia niecalkiem prawdziwa...
Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że
jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a
to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani.
Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot
za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć
terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach
służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie
i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i
robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to
wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie
pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do
łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść
i "myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I
postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną.
Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już
w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby
kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę,
ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak
moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym
razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo
- wąż.
Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka,
okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni
- więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu
i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć.
No ja cenzura. Nie ni cenzura to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały
kot jest k...a za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut -
oż k...a, no to nie mogło mi się zdawać
- coś ciężkiego poszło w pion. K...a, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot k...a popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek.
Lecę k...a na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska,
zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego
skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie.
Ale c..j, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w
rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, k...a, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to c..j, przynajmniej
będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo
tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za c...a trefla,
że kot sam wpadł do kibla.
Ale na razie drapie i żyje.
Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici,
kici! Ni c...a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k...a głąb zamiast
przyjść do mnie to k...a chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion.
Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów
i zjazd w dół. No p......o i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół
godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni c...a,
uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire -
ogień zwalczaj ogniem.
Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do
kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla
- geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy
i k...a koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała
prowizoryczna tama poszła w c..j i kota też nie słychać już. Ja p......ę.
K...a, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy,
dom od ulicy ze 30 metrów
- może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.
Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery
- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam
pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż
zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera,
ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego
domu. Latarka. K...a, mam w aucie, c.....a, ale może starczy. Włażę po raz
drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest,
oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten
mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja p......ę. Szlag mnie
trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi
zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po
dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej.
Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej
nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko
miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w p...u. Jeszcze tylko trójkąt,
żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie w........ł, bo na ulicy ciemno.
Sąsiad, k...a, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz c..j
złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu k...a powiedzieć? Że przepycham kotem
kanalizację? Idźżesz w c..j, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł
do domu i pozatykał sobie też wszystkie
otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i
wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim
domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.
Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe,
więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie. K...a, drugi sąsiad przyszedł
- po pięciu minutach następny odmyka
wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - k...a, ludzie to są
barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i
dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c...a, to go musi
wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą. K...a mać, urwało się wszystko w p...u i popłynęło, bo
ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w c..j - jak
się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi
pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten cenzura dekiel. Wchodzę - a ten
skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja p......ę! Jak on k...a
wyszedł, którędy? Ano k...a wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja
k...a stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Z....ę.
Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. K...a mać.
Przynajmniej kuleje.
Straty: z.....e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z....a
piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do w.......a, brezent z reklamą firmy - poszedł
w c..j, latarka - w c..j, pogrzebacz w c..j. Afera na ulicy jak c..j. (2010/10/19 15:07)
(2010/10/19 15:28)
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
(2010/10/21 16:45)
<object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/7QOLCGZBsiU?fs=1&hl=pl_PL&rel=0&color1=0x006699&color2=0x54abd6"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/7QOLCGZBsiU?fs=1&hl=pl_PL&rel=0&color1=0x006699&color2=0x54abd6" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object> (2010/10/23 16:44)
Kurza twarz i nie wyszło no to tak a to na rozluźnienie nastroju i poprawe humorka :-)
http://www.youtube.com/watch?v=7QOLCGZBsiU (2010/10/23 16:49)
Fajne (2010/10/24 11:07)
(2011/10/08 01:01)
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
(2011/10/08 10:12)
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Czatowe pogawędki:
- Siemka. Tu Romek.
- Klaudia.
- Jesteś blondynką?
- Tak
- Farbowaną?
- Latem byłam, teraz nie.
- A teraz co...?
- Jesień. (2011/10/09 22:30)
I DAJ TU BABIE KAMERKĘ ----------- link...........http://youtu.be/PcKyVN-ES_4
<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/PcKyVN-ES_4" frameborder="0" allowfullscreen></iframe> (2011/10/10 11:51)
<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/OcwejJNd7pw" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
Rozmowa ojca z synem (2011/10/10 11:59)
historia niecalkiem prawdziwa...
Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że
jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a
to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani.
Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot
za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć
terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach
służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie
i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i
robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to
wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie
pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do
łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść
i "myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I
postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną.
Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już
w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby
kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę,
ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak
moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym
razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo
- wąż.
Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka,
okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni
- więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu
i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć.
No ja cenzura. Nie ni cenzura to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały
kot jest k...a za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut -
oż k...a, no to nie mogło mi się zdawać
- coś ciężkiego poszło w pion. K...a, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot k...a popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek.
Lecę k...a na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska,
zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego
skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie.
Ale c..j, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w
rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, k...a, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to c..j, przynajmniej
będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo
tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za c...a trefla,
że kot sam wpadł do kibla.
Ale na razie drapie i żyje.
Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici,
kici! Ni c...a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k...a głąb zamiast
przyjść do mnie to k...a chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion.
Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów
i zjazd w dół. No p......o i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół
godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni c...a,
uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire -
ogień zwalczaj ogniem.
Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do
kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla
- geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy
i k...a koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała
prowizoryczna tama poszła w c..j i kota też nie słychać już. Ja p......ę.
K...a, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy,
dom od ulicy ze 30 metrów
- może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.
Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery
- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam
pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż
zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera,
ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego
domu. Latarka. K...a, mam w aucie, c.....a, ale może starczy. Włażę po raz
drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest,
oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten
mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja p......ę. Szlag mnie
trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi
zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po
dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej.
Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej
nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko
miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w p...u. Jeszcze tylko trójkąt,
żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie w........ł, bo na ulicy ciemno.
Sąsiad, k...a, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz c..j
złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu k...a powiedzieć? Że przepycham kotem
kanalizację? Idźżesz w c..j, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł
do domu i pozatykał sobie też wszystkie
otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i
wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim
domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.
Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe,
więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie. K...a, drugi sąsiad przyszedł
- po pięciu minutach następny odmyka
wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - k...a, ludzie to są
barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i
dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c...a, to go musi
wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą. K...a mać, urwało się wszystko w p...u i popłynęło, bo
ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w c..j - jak
się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi
pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten cenzura dekiel. Wchodzę - a ten
skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja p......ę! Jak on k...a
wyszedł, którędy? Ano k...a wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja
k...a stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Z....ę.
Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. K...a mać.
Przynajmniej kuleje.
Straty: z.....e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z....a
piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do w.......a, brezent z reklamą firmy - poszedł
w c..j, latarka - w c..j, pogrzebacz w c..j. Afera na ulicy jak c..j.
ZAJEBISTE :D (2011/10/11 16:37)
(2012/09/08 22:45)
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.
Zdaniem Amerykanów fałszywe "zielone" wykonane zostały staranniej niż … autentyczne banknoty!
Tu to przeszedles sam siebie?? (2012/09/09 06:54)
Facet ogląda Discovery i słyszy głos spikera:
- Pandy mają ich 16, rekiny 100 a u człowieka norma to 32 zęby.
Facet podrywa się z fotela i wrzeszczy:
- Jasna cholera!!! Jestem PANDĄ! (2012/09/09 09:16)
Blondynka a samochodzie (2012/09/09 12:57)
Przychodzi blondynka do lekarza z pługiem w plecach i mówi orzesz kurwa (2012/09/09 13:09)
(2012/09/09 21:00)
Wierzę w jednego Tuska, Ojca Wszech-uwielbianego, Stworzyciela Stadionów i Autostrad, wszystkich dotacji z Unii widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Rostowskiego, doradcę Tuska prawdomównego, który z Putina jest zrodzony przed wszystkimi długami. Tusk z Tuska, Europejskość z Europejskości, Fakty prawdziwe z TVNu prawdziwego. Przez Lisa stworzone, mówione. Współistotne Tuskowi, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas lemingów i dla naszego ogłupienia zstąpił z Kremla. I za sprawą Putina Wielkiego przyjął miliardy z Unii i stał się komuchem. Pomógł Grecji również za nas, pod namową Angeli został poklepany i pochwalony. I ponownie wybrany dnia trzeciego, jak oznajmia OBOP. I wstąpił do Rządu; siedzi po prawicy Bronka. I powtórnie przyjdzie w chwale na następną kadencję, a Ku..estwu Jego nie będzie końca. Wierzę w pancerną brzozę, Sikorskiego, jej Ożywiciela, który od Tuska i Rostowskiego pochodzi. Który z Tuskiem i Bronkiem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę który mówi przez Olejnik i Durczoka. Wierzę w jeden, wielki, powszechny i europejski kryzys. Wyznaję brak emerytury na odpuszczenie grzechów. I oczekuję kromki chleba, szklanki wody i nowej edycji Tańca z Gwiazdami w TVN (2012/09/10 19:59)
Coś żle zrobiłem wiec podam tak
http://www.youtube.com/watch?v=8Yg7KL4v1w0
bo warto to obejrzeć :-)normalnie jak dla mnie rewelka
Świetny. Może miał za wysoko położony środek ciężkości. Hahahaha. (2012/09/22 23:10)