A więc w piątkowy poranek zabrałem się za prace przy domowe, które skończyłem wcześniej niż planowałem. Z braku zajęcia wpadł mi do głowy pomysł wyjazdu na rybki , choć piątkowy dzień był zimny i trochę deszczowy nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony na złowienie jakichkolwiek rybek ale liczy się wypad nad wodę. Wyjechałem z domu około godziny dwunastej w południe . Zajechałem na zbiornik a tu wędkarzy tylko troje . Poszedłem na swoją miejscówkę i spotkałem znajomego wędkarza, który powiedział mi że szkoda się rozkładać,
bo nic nie biorą , a siedzi od szóstej rano i nic nie złapał ,
ale nie na darmo drałowałem rowerem cztery kilosy żeby się wracać i zacząłem się rozkładać.Przy rozkładaniu znajomy miał ładne branie złowił karpia prawie czterdziesto centymetrowego i wtedy nabrałem wiary że nie wrócę o kiju . Znajomy powiedział że już wystarczy i jedzie do domu ja zostałem miałem zamiar siedzieć do godziny szesnastej i tak siedziałem do 15:30 kiedy pomału
myślałem o składaniu zaczął pięknie dzwonić sygnalizator i zaciołem szczęśliwy że coś na haczyku jest ale na karpia mi to nie wyglądało za mało waleczna ryba po wyciągnięciu okazało się że to ładny jaż . Zostałem oczywiście jeszcze godzinę ale już nic nie było oprócz raka na haczyku który coraz częściej bierze niż ryby . I to tyle pozdrawiam .
Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.