witam! 6 lat temu wybrałem się na bagna w okolicy pobliskiego jeziora. znalazłem tam staw o wymiarach 30x60m połączony z jeziorem dość głębokim rowem. nie znalazłem zadnych śladów działalności człowieka więc stwierdziłem ze znajde w nim ryby - co w mojej okolicy jest coraz większym sukcesem. staw średniej głębokości około 120cm w 70% zarośnięty woda idealnie czysta dno pokryte grubą warstwą mułu. przez 5 lat jeżdziłem tam rzadko, za kazdym razem wracałem z kilkoma karasiami i linami około 0,6kg kazdy, wielką ilośćią drobnych ploci okoni i leszczy, zdarzały się szczupaki. na początku tego roku postanowiłem porządnie przysiąść tam i zapolować na ładnego lina. niestety efektów prawie nie było - 1 lin około pół kg, 2 leszczyki płotka i do domu. szukałem zródła problemu zmieniałem zanęty przynęty zyłki i haki az w koncu trafiłem i sierpien zakonczyłem z ponad 40 linami na koncie z czego około 30 miało od 0,5kg do 0,7kg lecz nie zauważyłem obecnosci innych ryb poza niewielka ilością szczupaka. zastanawiam się nad tym czy znajde tam wieksze linki niż te pól kilo... prosze o jakąś rade co do polowania na lina bo mam nadzieje ze pływają tam ponad kilówki i chce to sprawdzic. moze polecicie mi jakieś skuteczne przynęty? ;) dodam ze liny do lipca łapałem tylko na czerwonego robaczka a w sierpniu tylko biale dawały efekty. i w sumie mam jeszcze jedno pytanie... w tym roku miałem prawie za kazdym łowieniem taką sytuację: branie delikatne wyglądające na lina lecz po chwili sytuacja sie uspokajała, sciągajac zestaw zauwazałem ze brak haczyka. mój dziadek łowiący tam ze mną wiąze ginięcie haczyka ze zniknięciem leszczy płoci karasi i okoni- według niego w tym spokojnym stawie zjawiły się sumy. co sądzicie na temat tej teorii?