Wędkarze to z reguły taka grupa ludzi, która na swoje niepowodzenia, musi zawsze znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Mówiąc w skrócie, na coś trzeba zwalić... Często zdarza się tak, że przyczyny naszych niepowodzeń doszukujemy się w przynętach. Ileż to razy wracaliśmy z zasiadki bez brania, twierdząc że wina naszego niepowodzenia leży po stronie przynęty. Czy komuś przyszło wtedy do głowy, że może wina nie leży w przynęcie, a po prostu w sposobie jej użycia? Może złe jej zastosowanie, czy też wybór nieodpowiedniej taktyki nęcenia wpłynęły na to, że nasze kulki nie wzbudziły zainteresowania karpi i wróciliśmy z wody "o kiju"? Z perspektywy czasu, widzę jak bardzo zmieniło się moje podejście do połowu karpi na kulki. Dostrzegam też jak wiele błędów popełniłem, zanim nauczyłem się odpowiednio wykorzystywać właściwości kulek proteinowych.Podobnie jak w wędkarstwie muchowym, spiningowym, tak też i tutaj, umiejętność posługiwania się przynętami pozwoli nam łowić skuteczniej i osiągać lepsze wyniki. Dlatego w tej części artykułu spróbujemy odpowiedzieć sobie na kilka pytań, które pozwolą nam nieco lepiej poznać nasze przynęty i wykorzystać ich zalety.
Domowe czy sklepowe?
Każdy z nas prędzej czy później, stanie przed dylematem wyboru przynęty-kupować gotowce, czy robić kulki samodzielnie? Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że kulki na półkach w sklepie mogą leżeć nawet i parę lat, gdyż producenci rzadko kiedy podają datę ważności produktu. Karpie z pewnością potrafią odróżnić dwuletnią przynętę od tej świeżej. Przy odrobinie wiedzy, nam też uda się zauważyć różnicę. Wystarczy wziąć worek z kulkami do ręki i pod wpływem nacisku możemy zbadać twardość kulki. Przynęty świeże powinny być nieco miększe od tych, które przeleżały w sklepie więcej jak rok. Dzieje się tak ponieważ konserwant w kulkach z czasem zwiększa ich twardość. Kule dwu lub trzyletnie potrafią być twarde jak kamienie i nie poddają się nawet pod naciskiem paznokcia. Kolejną sprawą jest skład mieszanki z jakiej przynęty zostały wyprodukowane. Nie oszukujmy się, kulki które kosztują zaledwie dwadzieścia złoty, przeważnie robione są z dwóch, maksymalnie trzech rodzajów mączek z dodatkiem albuminy, konserwantu i aromatu. Jeśli odliczymy opakowanie, marże sklepu, dystrybutora, producenta oraz podatek, to wynikiem prostej kalkulacji dojdziemy do wniosku, że kilogram naszych kulek nie wartuje więcej jak pięć złoty... Za lepsze kulki musimy niestety zapłacić nieco więcej. Wybór zależy od zasobności naszego portfela. Pozostaje nam jeszcze wybrać aromat jaki nas interesuje i już możemy ruszać nad wodę.Jeśli ktoś lubi eksperymentować i uzbroi się w trochę cierpliwości, może skorzystać z innego rozwiązania jakim jest samodzielna produkcja przynęt.
Zaletą tego wyboru jest pewność co do świeżości naszych kulek. Mamy tutaj również dużo większe pole do popisu. Po pierwsze możemy samodzielnie wybrać, czy będziemy łowić na przynęty konserwowane czy też nie. Jeśli nie chcemy w naszych kulkach konserwantu, możemy je wysuszyć lub zamrozić. Osobiście wole mrozić kulki niż suszyć je na kamień. Znam jednak karpiarzy, którzy równie skutecznie łowią karpie na kulki suszone. Jeśli chcę mieć pewność, że przynęty wytrzymają mi przez dłuższą zasiadkę, decyduję się na użycie konserwantu, jednak w minimalnej ilości, powiedzmy jednej trzeciej zalecanej dawki, czyli mniej więcej 30ml na kg gotowego ciasta. Zauważyłem, że taka ilość nie powoduje żadnej różnicy w braniach. Tym sposobem redukuję czas suszenia do jednej doby i mam pewność, że przynęty nie zepsują mi się przez kilka tygodni. Kolejną zaletą jest to, że możemy indywidualnie dostosować stężenie aromatu do konkretnego łowiska lub zrobić kulki o naturalnym zapachu miksu, ale o tym za chwilę. Co zaś tyczy się miksu, tutaj również możemy stworzyć go samodzielnie lub skorzystać z gotowych mieszanek. Samodzielne wykonanie miksu nie jest sprawą prostą i zanim się do tego zabierzemy, musimy posiadać trochę wiedzy o właściwościach poszczególnych składników, z których zamierzamy stworzyć nasz miks. Jedne bowiem mają właściwości klejące, inne wręcz przeciwnie, są też takie, które użyte w zbyt dużej ilości spowodują pływalność kulek. Od ich procentowego udziału będzie zależało czy ciasto, które wykonaliśmy będzie nadawało się do rolowania. Może tak się zdarzyć, że kulki będą się rozpadały w rolerze i przysporzy nam to wiele nerwów. Dlatego też początkującym, radzę skorzystać z gotowych mieszanek.
Jaki wpływ na brania ma w kulkach aromat?
Spróbujmy wpierw się zastanowić, jakie są zalety, a jakie wady płynące z aromatyzowania przynęt. Aromaty są mieszaniną różnych flawonoidów, inaczej mówiąc substancji aromatycznych, które mają za zadanie uatrakcyjnić nasze przynęty. Jednak zbyt duże ich stężenie może po prostu wystraszyć ryby z naszego łowiska i przekreślić nasze szanse na dobry wynik. Dlatego też lepiej jest dodać nieco mniej aromatu niż z nim przedobrzyć. To co podoba się nam, niekoniecznie musi odpowiadać karpiom. Mocno pachnące kulki najlepiej zdają egzamin na krótkich zasiadkach, gdzie zależy nam na szybkim zwabieniu ryb. Natomiast przy dłuższym nęceniu, tworzące się w wodzie zbyt duże stężenie aromatu, może po prostu wystraszyć karpie z zanęconego miejsca. Dlatego też, jeśli planujemy dłuższy połów, może warto się zastanowić, czy nie lepiej użyć kulek o naturalnym zapachu miksu? Wadą takich przynęt jest nieco dłuższy czas nęcenia, z racji tego, że nie posiadają silnego aromatu, dlatego musimy uzbroić się w cierpliwość. Natomiast zrobione z odpowiednio zbilansowanego miksu, znacznie dłużej zatrzymają karpie w łowisku, niż kulki mocno aromatyzowane, zrobione z taniego miksu 50/50.
Tym sposobem możemy również selektywnie zapolować na większe karpie, ponieważ mocny aromat często przyciąga mniejsze ryby.
Mieszać, czy nie mieszać?
W dzisiejszych czasach wybór aromatów jest tak ogromny, że często nie możemy się zdecydować jaki zapach powinna mieć nasza przynęta. Wtedy decydujemy się na nęcenie kulkami w kilku różnych aromatach. Widziałem karpiarzy, którzy nęcąc swoje miejscówki potrafili mieszać kulki w dziesięciu różnych smakach... Gdy nie było brań, po prostu zmieniali przynętę jedną po drugiej i na tym opierało się ich łowienie. Patrząc z perspektywy karpia, który upodobał sobie jeden z dziesięciu smaków, szansa trafienia w konkretną kulkę malała prawie do zera.Myślę, że nie jest to najlepsza taktyka i ograniczenie się do dwóch, maksymalnie trzech rodzajów kulek, może przynieść dużo lepsze efekty. Sam najczęściej stosuję kulki zrobione z dwóch rodzajów miksów, które różnią się procentową zawartością białka. Jeśli karpie nie mają ochoty na "mięcho", to z pewnością przypasują im "słodycze". Nie dodaję do nich aromatu. W ten sposób mogę ograniczyć brania mniejszych ryb i skoncentrować się na innych znacznie ważniejszych czynnikach połowu. Ta taktyka raczej nigdy mnie nie zawiodła.
Czy kształt przynęty ma znaczenie?
Łowiąc na kulki, przeważnie nie zastanawiamy się nad ich kształtem, kulka powinna być okrągła, bo tak się przyjęło i taki kształt ułatwia nam nęcenie z brzegu na większych odległościach. Natomiast wywożąc zanętę, kształt już nie ma większego znaczenia. Jeśli w miejscu gdzie łowimy, na dnie zalega warstwa mułu, wtedy warto pokroić kulki na pół, co znacznie zmniejszy ich zapadanie się w mule i ułatwi karpiom ich znalezienie. Kiedy zależy nam na szybszym zwabieniu karpi w obszar nęcenia, często kroimy kulki na kawałki, co znacznie ułatwia wydobywanie się substancji wabiących z ich wnętrza. Zdarzają się sytuacje, gdy karpie upodobują sobie właśnie te pokrojone kulki i na nich żerują. Być może dzieje się tak, ponieważ ryby kojarzą okrągłą przynętę z jakimś przykrym doświadczeniem sprzed lat, a może poprostu szybciej wydobywające się substancje wabiące pozwalają karpiowi łatwiej "namierzyć" taki kąsek. Może więc warto czasem zamiast całej kulki założyć jedynie połówkę, lub "okroić" ją nożykiem tak, by szybciej uwalniała składniki wabiące. Coraz częściej stosuje się przynęty w kształcie "dumbells", które mają za zadanie nieco uśpić czujność karpi. Oprócz tego, kształt tej przynęty ułatwia efekt zacięcia i utrudnia jej wyplucie. Jeśli nie możemy dostać ich w sklepie, możemy łatwo wykonać je samemu. Sposób jest banalnie prosty; wystarczy stopniowo zmniejszać średnicę wałka w stosunku do rollera, do tego momentu, aż przynęty zaczną nabierać pożądanego kształtu.
Czy kulka powinna przypominać naturalny pokarm?
Większość karpiarzy twierdzi, że kulki proteinowe powinny przypominać karpiowi jego naturalny pokarm. Pewnie wielu z was się w tym momencie narażę, ale myślę, że nie ma w tym twierdzeniu wiele prawdy. Gdyby tak było, to kulki o zapachu truskawki, czy wanilii, przegrywałyby znacząco w konfrontacji z kulkami np. o zapachu małży. Jak dobrze wiemy czasem jest zupełnie na odwrót i kulki słodkie o aromatach owocowych, znacząco przewyższają skutecznością różnorakie "śmierdziele". Co zaś tyczy się wartości odżywczych miksu, czyli składu mieszanki, z której kulki zostały zrobione, odnoszę wrażenie, że ta teoria również nie pokrywa się z rzeczywistością. Niejeden raz przekonałem się, że upodabnianie kulek do pokarmu naturalnego wcale nie przekłada się na wyniki. Co więcej, w łowiskach bogatych w naturalny pokarm, lepiej sprawdzały mi się przynęty słodkie, czyli te, które w składzie mają duże ilości węglowodanów i stosunkowo niewiele białka. Czy tego chcemy czy nie, nie jesteśmy w stanie wygrać z naturą i stworzyć kulkę, która będzie dla karpia bardziej atrakcyjna niż naturalny pokarm. Myślę, że karpie mając pod dostatkiem naturalnego pożywienia po prostu nie potrzebują pobierać kolejnych porcji białka w postaci naszych kulek, natomiast chętniej biorą na kulki słodkie. Sytuacja ulega zmianie, gdy ryby tego pokarmu mają za mało. Konkurencja pokarmowa w zbiorniku powoduje, że chętniej pobierają kulki wysokobiałkowe. W takich wodach lepiej sprawdziły mi się kulki z podwyższoną ilością białka w postaci mączek rybnych.
W podobny sposób możemy dopasować nasze przynęty do poszczególnych pór roku. Wiosną, gdy w wodzie jeszcze nie występują większe ilości naturalnego pokarmu, skuteczność przynęt wysokobiałkowych jest duża. Natomiast im bliżej lata, tym więcej naturalnego pożywienia zaczyna pojawiać się w wodzie i więcej ryb łowimy na kulki słodkie, czyli węglowodanowe. Dodanie do kulek cukrów prostych np. w postaci miodu, nieraz powodowało większą liczbę brań. Jak wiadomo łowiska są różne i może się okazać, że w naszej wodzie sytuacja jest całkiem inna od opisanej powyżej. Dlatego też lepiej będzie, jeśli zastosujemy oba rodzaje przynęt, a karpie same pokażą nam swoje preferencje pokarmowe. Mam nadzieję że pomoże to rozwiązać gryzące nas dylematy i polecam kolegom dzieleniem się wiedzą i zachęcaniem do łowienia sportowego. Pamiętajmy po rybę jedziemy do sklepu rybnego!
http://lowcykarpi.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=60:jak-skutecznie-owi-na-kulki-cz1&catid=7:artykuy&Itemid=22 autor Paweł Popowicz (2014/04/02 18:05)
http://lowcykarpi.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=60:jak-skutecznie-owi-na-kulki-cz1&catid=7:artykuy&Itemid=22 autor Paweł Popowicz No właśnie , też to Jarku zauważyłem .
dokładnie tak Paweł Popowicz. Post powstał dlatego że dużo ludzi ma dylemat i ma go na miejscu tu jedyne co zauważyłem dziś że nie skopiowało podpisu autora wiec sprostowanie do w/w postu autorem jest Paweł Popowicz (2014/04/03 08:32)
Wędkarze to z reguły taka grupa ludzi, która na swoje niepowodzenia, musi zawsze znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Mówiąc w skrócie, na coś trzeba zwalić... Często zdarza się tak, że przyczyny naszych niepowodzeń doszukujemy się w przynętach. Ileż to razy wracaliśmy z zasiadki bez brania, twierdząc że wina naszego niepowodzenia leży po stronie przynęty. Czy komuś przyszło wtedy do głowy, że może wina nie leży w przynęcie, a po prostu w sposobie jej użycia? Może złe jej zastosowanie, czy też wybór nieodpowiedniej taktyki nęcenia wpłynęły na to, że nasze kulki nie wzbudziły zainteresowania karpi i wróciliśmy z wody "o kiju"?
Ile ja już razy słyszałem lub czytałem choć by na tym forum " o nic dziś nie złowiłem, ryba nie żerowała" itp. :) Ja jeśli jestem na rybach 2-3 dni i nie złowię karpia na 70% procent jestem przekonany że to z powodu jakiegoś mojego błędu no może czasem pomyślę o braku szczęścia które też przecież w wędkarstwie jest bardzo potrzebne:)) , 30 % zostawiam na pogodę bo czasem oczywiście są takie dni i tak się wszystko poukłada że karp nie żeruje wcale lub żeruje bardzo słabo np. z powodu skoków ciśnienia itp, nie mówiąc o zimnych miesiącach gdzie ryby mają słabą przemianę materii a żerowanie karpi w ciągu dnia trwa zaledwie kilkadziesiąt minut a czasem i mniej, ale ogólnie rzecz biorąc ryba jeść musi :) i najczęściej brakiem naszych sukcesów jesteśmy my sami jak kolega zauważył, dlatego proponuję po braku sukcesu pokombinować ...... ;) (2014/04/03 10:19)
Człowiek całe życie się uczy aż do kresu, i eksperymentowanie nad wodą jest jak najbardziej wskazane nawet w ciągu tygodnia, przy łowieniu nie ma reguł na 100 sprawdzonych nie mówiąc o łowiskach na których przynęta jest skuteczna na innych absolutnie nie zdaje egzaminu. Jak nęcę danym asortymentem i dość długo a następnie zmieniam co jakiś czas nęcenie to powiedzmy po 2-3 miesiącach gdyż nęcę już innym składnikiem to branie z marszu mam na tą którą nęciłem najwcześniej. Podejrzewam że rybie jak i człowiekowi szybko się przejada jednolita karma i to trzeba mieć na uwadze. Dużo zależy też od pory roku , pogody, ciśnienia jak i temperatury wody, nie ma podręcznikowych prawideł przy połowie, natomiast wiedza czytana nabyta od innych też daje nam pewne wskazówki i doświadczenie, które w połączeniu z naszymi spostrzeżeniami (doświadczeniami) daje nieraz dobry efekt. A nęcenie Piotrku to też sztuka której trzeba się ciągle uczyć. Polamania! (2014/04/03 12:13)
Mam kilku kolegów którzy sami "toczą" i świetnie im się to sprawdza co do ilości i co do wielkości karpi (nie o krąpia chodzi jak mniemam) . Dla mnie to mniej więcej to samo co wystrugać bądź wyklepać super wabik. (2014/04/03 19:35)