Jezioro Orle - alkoholowe ekscesy wędkarzy.

/ 1 odpowiedzi
Koledzy,
Chciałbym podzielić się pewną przykrą historią, która mnie i moich znajomych spotkała w piątek na jeziorze Orle.

Akurat gościmy u siebie grupę amerykanów, również pasjonatów wędkarstwa. Za ich namową wybraliśmy się na nocny połów z kajaków, ponoć bardzo popularne w USA. (Uprzedzając pytania - opłaciliśmy za wszystkich 3 dniowe zezwolenie na stronce https://www.pzw.gda.pl/zezwolenia/)

Z racji tego, że trochę nas było, podzieliliśmy się na grupki po 5 kajaków przed zmrokiem ruszyliśmy na połów. Każda z grup udała się w inny rejon jeziora. Połów w mojej grupie był nawet udany - 4 karpie na spławik, wszystkie wypuszczone ponownie.

Niestety w okolicach wschodniego cypla spotkała nas niespodzianka. Nagle zostaliśmy oświetleni z brzegu i w naszą stronę poleciały wyzwiska. Po chwili światło zgasło, ale krzyki nie ustawały. Jako, że byłem jedynym mówiącym po polsku w tej grupie udałem się w tamtym kierunku, aby zobaczyć o co chodzi.

Gdy zbliżyłem się do brzegu zostałem oświetlony ponownie i w moją stronę coś poleciało raz, drugi i trzeci. Trzeci rzut był celny i w moim kajaku wylądowała butelka po wódce. Oddaliłem się wtedy na jakieś 30 m i włączyłem latarkę. Na brzegu stało dwóch facetów w samych majtkach i wygrażali mi niewybrednie. Co ciekawe w tle stało około 6 aut, 3 namioty, a z brzegu wystawało lekko licząc 10 wędek. No ewidentnie wędkarze. Na próbę wyjaśnienia, że przecież płyniemy daleko od brzegu i też łowimy poleciały już skrajnie wulgarne określenia: że płoszymy, że kradniemy, że jesteśmy tacy i owacy.

Nic, z durniami nie ma co gadać. Udaliśmy się w swoją stronę.

Niestety po jakiejś godzinie kolejna grupa kajaków znalazła się w zasięgu tych pijusów i sytuacja powtórzyła się. Tym razem jednak wysłany na zwiad kolega dostał butelką od piwa. Tutaj już żarty się skończyły.

Jak podpłyneliśmy tam w 10 chłopa na brzeg to już tacy krewcy nie byli. Na miejscu obraz nędzy i rozpaczy. Wezwaliśmy oczywiście policje, która o dziwo przyjechała całkiem szybko.

W namiotach 5 nawalonych w trzy dupy, zarzyganych i obszczanych. Dookoła porozrzucane butelki po wódce i piwie. Sygnalizatory na wędkach dzwonią, nikt nie reaguje. Dwóch rzucających butelkami już się uspokoiło, 3 w miarę normalnych (nie koniecznie trzeźwych) coś tam próbuje gadać.

Przyjechali niebiescy i kontrola u nas (dokumenty, kapoki, zezwolenie na połów) i u ekipy z brzegu. No i co się okazało? Ci co stali na nogach zezwoleń nie mieli, dwóch w namiotach miało. 3 pojechało na izbę bo zero kontaktu.

Panowie, pić to trzeba umieć. Dla niektórych wędkarstwo to chyba tylko przykrywka/okazja aby się nawalić jak świnia, a rybę kupić w sklepie. Wstyd mi strasznie przed amerykańcami i sporo im musiałem wytłumaczyć.

Tomek