Zaloguj się do konta

Gdzie woda jest czysta i jeszcze żyją ryby?

utworzono: 2011/05/29 14:36
porenut

Czuję się już stary. Pewnie wielu mnie wyśmieje; niebawem skończę 47 lat. Wędkuję od siódmego roku życia. Winien temu taki jeden wujek, który corocznie zabierał mnie na wakacje: - a to na Pojezierze Drawsko - Pomorskie, to na Mazury.
Pierwszym jeziorem gdzie zarzuciłem wędkę, było przepiękne Kaleńskie, gdzieś w pobliżu Czaplinka. Nigdy nie zapomnę tej czystości wody, pełnej pływających ryb, tych emocji związanych z braniem. A brały na zwyczajny chleb i wykopane z ziemi robaki, spławikiem był korek. Żyłka chyba ze 0,40 - strasznie sztywna... Ale zawsze brały. Nigdy nie zapomnę też smaku, rozmoczonego w wodzie chleba, kulek... Podobnie było też na Mazurach, na Suwalszczyźnie...
Jako nastolatek odkryłem, że i w Wielkopolsce gdzie mieszkam, jest wiele pięknych, czystych, rybnych jezior, jak chociażby te największe: - Powidzkie, Niedzięgiel i sąsiednie. Oj nałapałem się ryb i to okazowych, gdyby wówczas istniał portal z miejscem na fotografie, wypełniałbym go systematycznie.
Dzisiaj moje miejsce na okazy jest puste. Nie mam się czym pochwalić. Najczęściej wędkuję na Warcie, ale i tutaj jakoś o wielkie ryby mi trudno.
Przestałem odwiedzać Powidz, moją ukochaną oazę. Bo ileż można?
Jeszcze w ubiegłym roku wziąłem o świcie łódkę. Są tam rozliczne podwodne górki, gdzie przed laty roiło się od ryb. Wówczas nie miałem takiego sprzętu, wszystko prymitywne. Teraz mam do dyspozycji wszystko co wymyślono w dziedzinie spinningu. Rzucałem kilka godzin na wielu górkach i wyciągnąłem dwa 15 cm okonki... Wiem, że ryb nie ma, bo ich w czystej wodzie nie widać. Dawniej patrzyłem jak pode mną pomykają... Podobnie w wielu innych miejscach, gdzie przed laty mogłem spinningować łyżką, albo założyć na haczyk biedronkę i miałem rybę...
Dodać jeszcze trzeba, że w Powidzu i okolicach, spustoszenie czyni pobliska kopalnia odkrywkowa. Woda w zastraszającym tempie opada, dna jezior zaczyna pokrywać muł, którego nigdy tu nie było...
Czytam na portalu, że wiele jezior w Polsce jest podobnie pustych. Olbrzymie połacie wodne bez życia w nich. Nie wiem, czy to naprawdę możliwe? Wszystkiemu winni są tak zwani dzierżawcy, którzy wyłapują wszelkie ryby, niczego w zamian nie wpuszczają i zostawiają ograbione jeziora? Jeżeliby działo się to bezkarnie, to jakiż sens jest zwracania w ogóle uwagi na kłusowników, napominania do etycznego wędkarstwa? Przecież to żałośnie śmieszne.
Podobno tak zwami dzierżawcy, łapią też ryby przy użyciu prądu. Osobiście sam nigdy nie widziałem takich połowów, ale wielu kolegów nad różnymi jeziorami radziło mi, abym dzisiaj dał sobie spokój, bo "rybacy tłukli prądem i przez kilka dni nic nie weźmie". Tutaj posłużę się cytatem z postu kolegi Jurka i już zmienię temat (bez komentarza): -

  Ważnym punktem w tym może być kłusownictwo agregatami prądotwórczymi i elektrycznymi wędkami z podbierakami --------- robią one potworne spustoszenie nie tylko w rybostanie ale we wszystkich żyjątkach w wodzie , jętki , kiełże i wiele małych rybek . Gdy kłusownik użyje takiego aparatu prądotwórczego-który jest bardzo cichutki , powybiera on wszystkie większe ryby , a z mniejszymi przez krótki czas poradzą sobie ptaki ------------ ale w wodzie będzie totalne bezrybie . Owszem ryby będą , ale brań nie będzie .

Dzisiaj tęskno ni do tych jezior dzieciństwa. Może jeszcze gdzieś takie istnieją? Może jakiś kolega wskaże mi adres? Pojechałbym sobie latem z namiotem i byłbym bardzo szczęśliwy.
[2011-05-29 14:36]