Zaloguj się do konta

Było sobie łowisko

utworzono: 2013/04/17 08:32
osa12

Było sobie łowisko, piękne (stare rzeczysko –chyba później połączone ze stawem powstałym po wybraniu żwiru). Fajne, częściowo zarośnięte, królestwo lina, karasia, szczupaka, pięknych płoci. Okoń też dorastał do fantastycznych rozmiarów. Ze względu na specyfikę (roślinność przeszkadzała w połowach) wędkarzy było mało, jak też dobrych miejscówek nie tak wiele.

Niestety, łowisko wydzierżawiło PZW. Przez kilka lat nie zajmowało się nim, sielanka trwała. Nocą, na pęk wielkich rosówek można było złowić przepiękne liny (50, 65 cm), trafiał się spory okoń a i węgorz gościł w siatce. Szczupak od kwietnia dawał o sobie znać, łapałem go na makaron, ciasto, białe robaki. Nieduże sztuki, ale tarł się i było go wiele. Największe sztuki padały jesienią, piękne zielone...

No, cóż nic nie trwa wiecznie. Skargi wędkarzy, że taka fajna woda a zarośnięta, zaczepy ,nie da się łowić, podziałały. Pewnej wiosny wpuszczono amury.  Lipcowej nocy na pęk rosówek złapałem 8, takie 40, 50 cm. Jesienią kilkakrotnie próbowałem złapać szczupaka, nie udało się (może nie umiem). Po dwóch latach jest ’piękne łowisko‘ według wyobrażeń PZW. Zero trawki, wanna pełna wody i dorodnych ryb. Byłem, początek sezonu zawsze na tym łowisku był trudny. Najpierw malutka wzdręga, mała płoć, jakaś uklejka i dalej z wiosną pojawiał się nieśmiało lin i cała reszta. A tu eldorado, branie za braniem, zero zaczepów, kukurydza, białe, czerwony robak, rosówka - na wszystko bierze, nie da się łapać na dwie wędki. PZW to jednak potęga, wie co potrzeba wędkarzowi.
Z cienkich przyponów, które zawsze stosowałem na wiosnę (0,08; 0,1) musiałem założyć grubsze (0,14; 0,16).   Trzy godziny 19 karpi takich 38 – 47 cm. Kombinowałem jak go zniechęcić do brania. Chciałem złowić płoć, małą wzdręgę cokolwiek innego. Nic z tego, przypony rwały karpie choć na haku jeden mały biały robaczek. Po następnych 2 godzinach poddałem się. Wróciłem do domu.

Kończąc, to kolejne łowisko w którym tętniło „normalne rybne życie” w mojej okolicy, a "upiększone przez PZW" jest wanną pełną „handlowego” karpia.   Znów muszę znaleźć, kolejną normalna wodę. A coraz jej mniej, bo PZW ostro zajęło się działalnością statutową i wykupuje lub dzierżawi każda dostępną wodę w okolicy.

Nie wiem jaka ryba jest w logo PZW, ja proponuję wymienić ją na karpia !

Od wędkarza, który łowił obok mnie usłyszałem o prywatnym starym żwirowisku, na którym mogą łowić wszyscy, bo właścicielowi to nie przeszkadza. Oto jego zdanie, które zapamiętałem  „ Panie, jak to jest, tam jest pełno ludzi, nikt nie przestrzega żadnych regulaminów, a ryba zawsze jest”. Tutaj, tylko karp i karp, a wiosną i początkiem lata go wyłowią i zostanie pustka (no chyba, że znajdą się pieniądze na kolejną tonę karpia)!

No właśnie, jak to z tym jest ? Czy na pewno nam wędkarzom o to chodzi ? Mnie absolutnie nie !

[2013-04-17 08:32]

JKarp

CześćI za takie coś należałoby PZW ROZLICZYĆ !Owszem - jestem karpiarzem ale moje karpiowanie nie ma nic wspólnego z łowieniem maluszków a właściwie mówiąc brutalnie napełnianiem lodówki sobie, znajomym i całej okolicy.Nie wspomnę o zmarnowaniu kasy dla uciechy kilku ( kilku nastu ) amatorów karpiowego mięsa.JK
PS - jeśli mogę prosić to już nie piszcie a tym, że obcy gatunek itd. Tu chodzi o zupełnie coś innego - o głupotę ludzi odpowiedzialnych za zarybienia. W sumie to jestem na 100 % pewny, że gdyby wpuścić wymiarowe liny też by siedzieli i łowili dotąd aż je wyłowią.
[2013-04-17 08:49]

kedzio

Jest tak dlatego, że w większości kół przegłosowuje się zarybianie właśnie karpiem, czasem amurem. Moje koło wpuszczało szczupaka, węgorza, lina, leszcza (dużego), sandacza. Niestety zarybień tymi gatunkami było do tej pory zbyt mało w stosunku do karpia. Określiłbym to na stosunek 1/10. Ale to nie do końca PZW jest winnym takiej sytuacji, bo jak mówiłem, przynajmniej u mnie na Śląsku, tzw "starzyki i penzyjonisty" mają czas łazić po zebraniach i przegłosowują zawsze po swojemu - kaper mo być i koniec! Natomiast cały ten zgiełk o rejestry połowu też zaczął się na Śląsku i potem rozlazł się po Polsce. Miała to być metoda na pozyskiwanie danych przez PZW o liczebności gatunkowej i presji wędkarskiej na poszczególnych wodach. Zawsze się z tego śmiałem, bo było oczywiste, że to pic na wodę. Ale każdy u nas na koniec sezonu skrupulatnie podliczał sztuki, kilogramy, nawet ilość wędkowań na danym numerze wody oraz sumował. Teraz już wiem dokładnie, że PZW takie sprawy ma w d* kolokwialnie rzecz ujmując, bo teraz, w nowych rejestrach nie ma już nawet konieczności podliczania, ani raportowania. Wyobrażam sobie te rzesze pracowników lub wolontariuszy PZW, który mieliby wertować te książeczki i rachować te kreseczki i numerki - wręcz niemożliwe do zrobienia. Czyli wszystko idzie na pałę, nikt nie wie co w wodzie pływa, nikt się nie interesuje mnogością gatunków i liczebnością, a co za tym idzie równowagą ekosystemów. Ale tu jest pewna możliwość - koła! Otóż co stoi na przeszkodzie, by koło, opiekujące się danym zbiornikiem samo zadbało o rozmaitość gatunków? Otóż nic nie stoi na przeszkodzie! Ja sam przecież wiem, a ichtiologiem nie jestem, że w naszym zbiorniku brakuje płoci, sandacza, szczupak się kończy, duży leszcz przepadł, liny są, ale maleńkie. Każdy u nas to wie, bo każdy z nas wędkując na tej wodzie ma podobne wyniki. Ale jak przyjdzie co do czego, to zarybienia mają być kaprem i tyla, bo my tak chcymy i szlus. Dlaczego?    [2013-04-17 10:00]

Czytam i szlak mnie trafia, . PZW winne, kola winne. Nie winni tylko wędkarze. A PZW i Koła to właśnie wędkarze! To wy, my, oni , jesteśmy najwyższą władzą w tej organizacji!  W tym czy innym kole. I to my podejmujemy decyzje na walnym zebraniu o tym, co chcemy mieć w naszych wodach. My chcemy i wymagamy , ale to tylko dzięki samym sobie mamy co mamy. Od naszej decyzji zależy skład zarządów okręgów i kół. Ale większość ma to w głębokim poszanowaniu i totalnie olewa podstawowy nasz obowiązek, brania udziału w wyborach i decyzjach o zarybianiu. Dopuki trwać to będzie dalej, doputy łowić bedziemy karpie i musimy się z tym pogodzić,bo sami sobie taki los zgotowaliśmy. [2013-04-17 10:59]

cierpliwy1

Czytam i szlak mnie trafia, . PZW winne, kola winne. Nie winni tylko wędkarze. A PZW i Koła to właśnie wędkarze! To wy, my, oni , jesteśmy najwyższą władzą w tej organizacji!  W tym czy innym kole. I to my podejmujemy decyzje na walnym zebraniu o tym, co chcemy mieć w naszych wodach. My chcemy i wymagamy , ale to tylko dzięki samym sobie mamy co mamy. Od naszej decyzji zależy skład zarządów okręgów i kół. Ale większość ma to w głębokim poszanowaniu i totalnie olewa podstawowy nasz obowiązek, brania udziału w wyborach i decyzjach o zarybianiu. Dopuki trwać to będzie dalej, doputy łowić bedziemy karpie i musimy się z tym pogodzić,bo sami sobie taki los zgotowaliśmy.



Nie zgadzam się  w kole wędkarz ma szanse coś zrobić ,ale w okręgu już nic .Przede wszystkim do okręgu dostanie się wędkarz wcześniej namaszczony przez "władze PZW".Czasami może wejść w szeregi ZO wędkarz bez namaszczenia ale długo nie nasiedzi i to są fakty. [2013-04-17 11:23]

cierpliwy1

To co opisał kolega  osa12 pasuje bardzo do Wisły w Płocku.Kiedyś  obwód rybacki zaczynał  się przed Wyszogrodem i kończył za Skokami i wszystko to mieściło się w okręgu płockim .Tak rybnej wody chyba nie było nigdzie ,sandaczy w okolicach Płocka było mnóstwo i w ogóle każdego gatunku ryb.Po zmianach obwodów i połączeniu okręgu włocławskiego z płockim ZO ustawił się na rybactwo i nastąpił koniec z wieloma gatunkami ryb (najbardziej handlowe) .Zaczęto zapuszczać masowe ilości karpia a obecnie suma.Dziś jeżeli ktoś wybiera się na ryby w okolice Płocka ,to tylko sum bo karpia coraz mniej ponieważ rybacy nie mają co łowić ,więc zaczęli ścigać karpia.Gospodarka w naszym okręgu jest tragiczna a najgorsze jest to ,że nic się nie dziej w kierunku poprawy .Zarybienia dalej na papierze i maksymalna grabież przez kłusowników PZW "rybactwo" [2013-04-17 11:47]

Gorgoth82

PZW dzierżawi, ale chyba są a bynajmniej powinny być służby, które kontrolują jak i czym zarybiane są wody. Koło mnie na jednym zbiorniku PZW zarybiło za dużą ilością karpia i chcieli mu odebrać tą wodę ale w końcu skończyło się na tym, że od kilku lat jest zakaz nęcenia. Wiadomo, że większość jeżeli będzie miała wybór zarybienie leszcze lub karpiem to wybierze karpia. Sam wolę holować na wędce karpia, który walczy niż leszcza, którego się ciągnie jak szmatę.
[2013-04-17 11:50]

JKarp

" Czytam i szlak mnie trafia, . PZW winne, kola winne. Nie winni tylko wędkarze. A PZW i Koła to właśnie wędkarze! To wy, my, oni , jesteśmy najwyższą władzą w tej organizacji!  W tym czy innym kole. I to my podejmujemy decyzje na walnym zebraniu o tym, co chcemy mieć w naszych wodach. My chcemy i wymagamy , ale to tylko dzięki samym sobie mamy co mamy. Od naszej decyzji zależy skład zarządów okręgów i kół. Ale większość ma to w głębokim poszanowaniu i totalnie olewa podstawowy nasz obowiązek, brania udziału w wyborach i decyzjach o zarybianiu. Dopuki trwać to będzie dalej, doputy łowić bedziemy karpie i musimy się z tym pogodzić,bo sami sobie taki los zgotowaliśmy."
CześćA kto podpisuje zarybienia - wędkarze czy ichtiolog?Zupełnie inną sprawę jest natomiast " wymuszanie " na szczeblu koła zarybień karpiem. Lecz to w końcu ichtiolog powinien przysłać pismo do koła z propozycją zarybień innych niż karpiem lub zmieniającym proporcje na 1:10 czyli kilo karpia i dziesięć kilo innych ryb.Dlaczego ja byłem pewny, że post podobnej treści się pojawi wcześniej czy później - Autora tylko wytypowałem nieprawidłowo ;-)JK
[2013-04-17 12:18]

kedzio

Czytał pan Janusz to co napisałem o rejestrach połowu? Powiadasz pan - ichtiolog? A na jakiej podstawie niby pan ichtiolog ma podejmować decyzję, skoro nikt nie ma pojęcia o liczebności gatunków? Poza tym cytowany fragment zawiera jedną rzecz, która mnie ubawiła, mianowicie ta, o rzekomym władaniu przez wędkarzy. Jest tu w okolicy taki mały stawik. Ja wiem? Może jakie 90X60m. Trzeba tam opłacać składkę oddzielnie, jakieś 200 zeta na rok. Ma to jakaś grupa zapaleńców, ale z kartami wędkarskimi. Zarybiają ten dołek karpiem i amurem i nic poza tym. Mają regulamin i limity. Limit, to 1 sztuka na dzień. No i jak tak popatrzę czasem na tę wodę, to rano, w południe i wieczorem siedzą tam ci sami. Jak nie złowi po śniadaniu, to przyjdzie po obiedzie i zawsze coś tam złowi. Same emeryty kurde balans! Bo oni zawsze mają czas. Tak więc pomyślmy, ile ryby taki "starzyk" w ciągu roku złowi?! Dobra, oni za to płacą, więc mają. Dobra, jest to sztuczna sadzawka, więc krzywdy nikomu nie robią. Ale czy to jeszcze jest wędkarstwo? Jak dla mnie, to jest erzac, a nie wędkarstwo. I ja sobie kurdę nie życzę, żeby mi ktoś z moich łowisk robił taki syf. A co ja mogę? Nie podnieść ręki na głosowaniu za kaprem - tyla moga i nic więcyj. Se moga pogodać, bo "starzyki na penzyjach" i tak przegłosują. A ichtiolog w okręgu czy tam, na górze, ma to serdecznie w rzyci bo jak się godo na Śląsku - w dupie był i gówno widzioł. Czy istnieją jakieś badania stanu wód pod względem gatunkowym, liczebnościowym, zdrowotnym? Pokaże mi ten pan ichtiolog stosowne opracowania? I TO DLATEGO JEST CO JEST, a nie dlatego, że ktoś nie był na jakimś zebraniu.   [2013-04-17 13:05]

JKarp

"Czytał pan Janusz to co napisałem o rejestrach połowu? Powiadasz pan - ichtiolog? A na jakiej podstawie niby pan ichtiolog ma podejmować decyzję, skoro nikt nie ma pojęcia o liczebności gatunków?"
Cześć Czytał, czytał i popiera :-) No tak sobie myślałem, że ichtiolog bo odpowiada za zarybienia. A, że wpuszczanie karpi gdzie popadnie nie jest mówiąc oględnie dobrym pomysłem ( to z głodu ja karpiarz takie rzeczy wypisuję :] ) to ten pan odpowiedzialny za zarybienia powinien z racji pełnionej funkcji zastopować takie działania. A, że nie zna nawet w przybliżeniu liczebności - to dam sobie założyć na włos sztuczną kukurydzę :-) JK [2013-04-17 13:25]