Dużo się mówi o C&R ale jakoś mało się dba o pyski ryb. Chciałbym z tymi, którzy jeszcze nie wiedzą lub nie zdają sobie sprawy podzielić się małą uwagą propos haków. W moim przypadku była to potrzeba ale przekuła się w standard, jak się okazuje wcale nie taki nowy. Rzecz dotyczy historycznego już zadziora.
Wędkowanie zacząłem na nowo z moim synem. Chciałem mu pokazać coś innego z nadzieją, że uda mu się może zaszczepić jakiegoś bakcyla. No i udało się. Złowił swojego pierwszego szczupaka na algę z kotwicą bez zadziorów. Bez zadziora – bo to pierwsza myśl jaka przeleciała mi przez głowę, kiedy planowałem zabrać wówczas 6-latka na ryby. Co będzie jak sobie wbije tej hak? Albo jeszcze lepiej co się stanie jak mnie zahaczy? ;-) Aby uwolnić się z takiej kotwicy potrzebna jest interwencja chirurgiczna lub umiejętności Rambo. I od tego czasu tak nam zostało.
Wszystkie nowe przynęty mają usuwane zadziory jeszcze przez włożeniem ich do pudełka i zabraniem na łowisko. Kolejną rzeczą, w której bezzadziorowy hak okazał się lepszy, to wyplątywanie ryby z podbieraka. A jeszcze lepsze okazało się uwalnianie samej ryby. Nie muszę już walczyć z zaciskami lub kleszczami, tylko chwytam za kotwicę i ją zwyczajnie usuwam rybie z pyska. Przy okazji zauważyłem, że haki jak i kotwice pozbawione „zadziornej” formy wbijają się głębiej i pewniej holuje się rybę. Ostatnio zdarzył mi się mały okonek, który złapał się na obrotówkę trójkę i kotwicę 12. Był tak mały, że ledwo ją złapał pyskiem, a ta wbiła mi się wszystkimi trzema odnóżami w ów pysk, a dokładnie rozwarł się na niej swoim małym okonim pyskiem. Uwolnienie tej ryby zajęło mi około 15 sek, bo się rzucał… Taka sama kotwica wyjdzie z palca, ucha czy innej części ciała równie prosto jak kolczyk. Kolega po kiju podobnego okonka z Warty uwalniał ponad 5 min, właśnie z powodu zadziorów, przy okazji mocno go kalecząc. Ryba ledwo to przeżyła. Myślałem, że to tylko mój genialny pomysł ale okazało się, że więcej kolegów spinningistów i nie tylko, stosuje haki bez zadziorów. Znalazłem też stary artykuł w prasie wędkarskiej, skąd dowiedziałem się kolejnych nowych dwóch rzeczy, a dokładnie: że kotwica może się jeszcze wbić w ubranie o czym zupełnie nie pomyślałem ;-) Ono też może nie za ciekawie wyjść z takiego spotkania. Zaskoczyło mnie też, że autor napisał o niepełnym zacięciu ryby z powodu zadziora i jej zwiększonej szansy utraty podczas holu. Ja tylko zauważyłem, że ryby się ładniej zacinają…
Podsumowując, usuwając zadziory z haków zyskujemy:
- bezpieczeństwo; łatwiej się uwolnić gdy się nam zdarzy nadziać się na własny hak. Nie zniszczymy sobie też ubrania,
- lepsze zacięcie i pewniejszy hol ryby; haki głębiej wchodzą!
- łatwe uwalnianie ryby z haka bez jej okaleczenia.
Zacząłem temat propagować, przy okazji pogaduszek przy kiju. Okazało się, że w wielu krajach rozwiniętych (bo my się nadal rozwijamy) jest to standard, a nawet wymóg. W niektórych nawet tak przestrzegany, że kotwica musi być bezzadziorowa - fabrycznie ;-) Nie może mieć nawet zgrubienia jakie pozostaje po usunięciu tego małego draństwa. Zapytałem nawet chłopaków w sklepie: dlaczego nie ma kotwic bez zadziorów na dzień dobry, skoro i tak je wszyscy usuwają? Niestety nie potrafili na to odpowiedzieć… mimo, że sami każdą jedną kotwicę traktują małymi kleszczami.
Mam wrażenie, że dla wielu ten zadzior to taki czarny kot. Zachęcam Was do zmiany przyzwyczajeń. Wybierzcie się na łowisko z tak właśnie przygotowanymi przynętami. Zapewniam, że będziecie mieć później odciski na palcach od usuwania zadziorów ze swoich przynęt ;-)