Przegląd blach, obrotówek, gumek i przyponów - wszystko zapakowane w odzielnych pudełkach. Plecak, dwa kołowrotki. Wszysto pod drzwi, by porą nocną NIE ZAPOMNIEĆ. Łowisko - Narew, 120 km od domu. Zajeżdżam nad wodę o świcie. Szarawo jeszcze. Podniecony tak przepięknym i widokiem i zapachem budzącej się właśnie rzeki palę nerwowo tak szybko, że nie mam czasu ani głowy delektować się smakiem papierosa. Otwieram bagażnik i ku mojej rozpaczy nie zabrałem spinigu!!! Cały misterny plan poszedł w ........ łeb. Telefon do żony, by w spożywczym coś na uspokojenie nabyła. Prawda, że - przecież zazwyczaj uroczy - kobiecy śmiech, w pewnych sytuacjach jest, powiedziałbym, irytujący.
Czy mieliście kiedyś tak dołujące doświadczenie?
Skleroza nr 2
Wypływam na jeziorze Pluszne, gdzie mam zanęconą piękną miejscówkę. Bierze piękna gruntowa płoć. Łowię na niewielkie kulki ciasta z kaszy manny, choć nęciłem grubo i ziemniakami. Kotwiczę łodkę, rozwijam teleskopy, ale nie zabrałem ciasta. Ośrodek bardzo daleko. Mam parę ziemniaków ugotowanych w mundurkach, które uprzednio po pokrojeniu wrzucałem tym olbrzymim płotkom na zanęte. Małego haczyka przynęta najwyraźniej nie chce się trzymać. Załamany. Posiadam w pudełku tylko takie duże. Cóż robić kawał ziemniaka na hak i do wody....... Leszcze brały doskonale również w następnych dniach. Z ciekawości powróciłem do ciasta na haczyku poprzednich rozmiarów. Otóż z początku brały piękne olbrzymie płocie, póżniej następował zanik brań, żadnego leszcza.
Przez sklerozę nauczyłem się je łowić. To były moje pierwsze w życiu złoto-czerwone olbrzymie leszcze.
Skleroza czasami boli a czasami nie.