Ten wątek został zablokowany - nie możesz odpowiadać na posty
Witam kolegów , proszę o wyjaśnienie niżej opisanej przeze mnie sytuacji
Po kilkutygodniowej przerwie wybrałem się na łowisko, w którym łowiłem wcześniej kilka razy.Po przyjeździe jak zawsze rozłożyłem kije i usiadłem do wędkowania, nagle zjawił się człowiek który podszedł do mnie nerwowo i zaczął zaglądać do mojej siatki wbitej na sztycy przy brzegu( pustej), potem znalazł mi w moich szpargałach zanętę serową na brzanę i kazał oddać, ja zapytałem dlaczego i kim on jest do jasnej......, odpowiedział mi cyt.; ''Jestem strażnik", no to pytam czemu zabiera mi zanętę, której i tak nie użyję, co na bagnie bierze na ser? On na to; "Dawaj bo po policję dzwonię" . i tłumaczył że łowisko od kilku dni ma wprowadzony zakaz nęcenia, tłumaczyłem mu że to zanęta pozostała z łowienia na rzece i że przy nim wyrzucę do kosza, to mi odpyskował, ze nie będę śmiecił. Oddałem narwańcowi te trociny walące serem i łowiłem dalej, ale czy to jest ok? Czy tak można?
A ja mam inną zagwostkę... Po co kolega *przesmiewca taszczył ze sobą zanętę, której nie zamierzał użyć i jeszcze ją otworzył? Jak rozumiem to 3tygodniowy pleśniak... nie zakwasiłoby (albo co) to wody, gdyby można było tam zanęcać? takie coś nadaje się chyba raczej do śmieci... A może była zamrożona przez te 3 tygodnie ? ale to by znaczyło, że kolega zabrał ją z zamiarem użycia...
No ale ja początkująca jestem i się nie znam...
To po prostu bajka. Wziął ją ze sobą bo chciał jej użyć, a że nie użył to już tylko fart. A skoro kolega przekoloryzował w tej kwestii to mam wątpliwości czy ten strażnik był taki jak w opisie i może miał rację przeciwdziałając?
No i pewnie podpadłam... ale jedno wiem - w świecie jest wiele odcieni szarości.